Nutki ;'D

17 lutego 2017

Rozdział 29~

... obok Wojtka stał ochroniarz! Blondyn szybko coś tłumaczył bardzo dużo gestykulując. Natychmiast podeszłam do całego zamieszania, by pomóc chłopakowi. Wojtek zauważył mnie dopiero, kiedy podeszłam na tyle blisko afery. Położyłam dłoń na ramieniu szmaragdookiego. Dopiero wtedy zauważył mnie ten ochroniarz. Miał na sobie ciemnoniebieski mundur. Łysy z długą czarną brodą. Nieco otyły i wysoki. Dosyć... niecodzienny wygląd jak na te czasy. Zagadałam;
- Przepraszam, jakiś problem?
- Owszem - ochroniarz spojrzał na mnie spod byka - klienci zaczęli się skarżyć, że nie mają jak dostać się do sklepowych wózków, ponieważ jakiś gówniarz im to uniemożliwia! - znacząco spojrzał na Wojtka, na co ten odwrócił wzrok.
- Coś ty zrobił? - spytałam zakładając ręce na piersi i przybierając poważny wyraz twarzy. 
- Nie mogłem znaleźć kasy w spodniach... 
- To czemu nie pozwoliłeś brać wózków innym klientom? - ochroniarz spojrzał na nas z zaciekawieniem. Też chciał wiedzieć.
- B-bo się do niego przywiązałem... - wyznał jąkając się. Spojrzałam za niego rozbawiona i ledwo trzymając w sobie śmiech. Ochroniarz natychmiast wybuchł gromkim śmiechem. Ostatecznie cała sprawa skończyła się upomnieniem, a ochroniarz poszedł powiedzieć koledze z pracy o tej sytuacji. Z daleka słychać było ich głośny śmiech. Wsadziłam kasę do wózka i biorąc chłopaka pod ramię popchaliśmy wózek w kierunku rechoczącego Armina.
- Słyszałeś? - spytałam rozbawiona czarnowłosego. On tylko z szerokim uśmiechem pokiwał twierdząco głową. Blondyn z zażenowania zakrył oczy ręką podpartą na drugiej. Poszliśmy w kierunku działu z piwami i zapakowaliśmy nimi 1/4 wózka. Wojtek przejął obowiązek pchania ustrojstwa i razem z Arminem popchnęli wózki za moim dowództwem. Poszliśmy na dział z przekąskami. Każdy szybko zbierał produkty, widocznie nie tylko ja miałam dość tych zakupów. Ostatecznie musieliśmy tachtać jeszcze parę rzeczy w rękach, ponieważ wózki okazały się za małe... Łącznie zapłaciłam 1653 dolary. Zapakowaliśmy to wszystko w siatki, ale było ich tak dużo, że każdy musiał jeszcze się wracać, by wynieść je ze sklepu. I... pojawił się potem mały problem. Nie mieliśmy za bardzo środka transportu. Pieszo nie da rady, taksówka nie pomieści tego wszystkiego, a Vincenta odesłałam do rodziny na weekend, a ja nie zamierzam mu psuć wolnego. Chłopaki też nie mieli pomysłu. Po pięciu minutach kminienia, jak przewieźć to całe cholerstwo Armin powiedział;
- Załatwione! - krzyknął chowając swój telefon do kieszeni. 
- Ale co? - spytał Wojtek
- Transport załatwiony! - powiedział uradowany Armin wykpepując dłońmi jakąś wesołą melodię na swoich kolanach. Nie pytałam o szczegóły ważne jest to, że jest jak to wszystko przewieźć. Po 2 minutach przed sklepem zjawiły się cztery dosyć sporawe samochody. Każdy miał inną markę. Mercedes, BMW, Audi oraz Volkswagen. Każdy był czarny. Kolejno z każdego samochodu wyszedł kierowca. Wszyscy w podobnym czasie. Było to 4 mężczyzn. Podeszli do nas.
- Siema Armin! - przywitał się jeden. Wszyscy między sobą wymienili gest dłoni, a potem podeszli do mnie i do Wojtka prawdopodobnie się poprzedstawiać.
- Hej, jestem Charlie! - Charlie był wysokim blondynem o pięknych niebieskich oczach. 
- Max jestem! - Max był niskim czarnowłosym chłopakiem z ciemno zielonymi pasemkami w swoich śliczniusich kudłach.
- Elo! Nazywam się Dave! - Dave był średniego wzrostu chłopakiem z rudymi włosami oraz masą piegów na twarzy.
- Dominic. - Dominic był czarnoskórym chłopakiem z bardzo niskim głosem i szerokimi barkami.
Ogółem każdy z chłopaków był mega przystojny i miał w sobie coś... niesamowitego. Zaczęliśmy wsadzać zakupy do bagażnika każdego z samochodów. Staraliśmy się wszystko jak najbardziej upchać. Oprócz bagażników zapełniliśmy tylnie miejsca w 3 samochodach. Jeden miał pełny tylko bagażnik, jakby specjalnie wymyślone byśmy się wszyscy zmieścili. Pojechaliśmy z Dominiciem. Armin wsiadł na miejsce pasażera, a my z Wojtkiem powędrowaliśmy na tyły. Zaczęliśmy rozmowę na temat imprezy. Dużo się śmialiśmy. Polubiłam Dominica. Ma w sobie to "coś". Wszyscy wysiedliśmy z samochodów i zaczęliśmy przenosić zakupy do willi, co nie było takie proste. Kiedy otworzyłam drzwi, Kastiel na początku otworzył szerzej oczy ze zdziwienia, ale potem jak w transie rzucił się by nam pomóc. Nic nie mówił. Pobiegł do bagażników i zaczął zbierać siaty. Skończyliśmy po jakiś 15 minutach. Oczywiście nie obyło się bez pęknięcia którejś z siat. Cała kuchnia była wypełniona prowiantem załatwionym na imprezę. Nagle przyszła mi pewna myśl.
- Chłopaki, chcecie wpaść na imprezę?
- No nie wiem, nie chcemy sprawić kłopotu...- powiedział zmieszany Dave, ale zaraz Max uderzył go łokciem w brzuch i z przeszerokim uśmiechem powiedział;
- Pewnie! Wpadniemy! - powiedział uśmiechnięty.
- Super! - naprawdę się ucieszyłam.
- To na którą mamy przyjść? - spytał Charlie.
- Zaczynamy o 17.. - powiedziałam z namysłem. 
- Oki! - powiedział wręcz uradowany propozycją Dominic. Potem chłopaki poprzedstawiali się Kastielowi, a następnie żegnając się z nami, wyszli. 
- Chłopcy - odwrócili głowy w moim kierunku - ja idę się wykąpać i... ogółem przygotować na bibę. Nie zdemolujcie mi mieszkania podczas mojej nieobecności.
- A mogę ci potowarzyszyć podczas kąpieli? - Kastiel dał znać o swoim istnieniu...!
- Nie - powiedziałam stanowczo
- To jak sobie umyjesz plecki? - nie dawał za wygraną.
- Radziłam sobie do tych czas, to tym bardziej i teraz dam radę - burknęłam po czym poszłam na piętro. Wyciągnęłam dwa ręczniki z szafy ze swojego pokoju i wolnym krokiem udałam się do łazienki. Zamknęłam drzwi toalety, a potem włączyłam muzykę w swoim telefonie. Nalałam wody, a następnie weszłam do wrzącej cieczy. Woda okazała się jednak zbyt gorąca. Wyskoczyłam z wanny z cichym piskiem. Strasznie gorąca! Odczekałam 3 minuty, i spróbowałam ponownie. Była w miarę dobra temperatura. Ułożyłam się wygodniej i zaczęłam rozmyślać.


16 lutego 2017

Ogłoszenieeee i przeprosińkiii!

Strasznie was przepraszam, że ostatnio nie dodawałam rozdziałów, ale moje życie prywatne trochę dało się we znaki. No i w końcu nadal mam szlaban. Rozdziały znowu zaczną się pojawiać w weekendy. Jutro napewno coś wrzucę ^^ Jeszcze raz bardzo przepraszam.

Baji~

1 lutego 2017

Rozdział 28~


[PERSPEKTYWA HARUGORAN]

Nie mam najmniejszego pomysłu co MOGŁABYM porobić przed tą imprą... w dodatku Z NIMI! Gdyby ci się nie pojawili to poszłabym się wykąpać i przebrać, no ale... jednak są. Em... nie wiem. Poszłam do kuchni, by... nie wiem co zrobić. Pogapiłam się chwilę na gruszki, a potem zawróciłam.
- Wiecie co... chyba pójdę po prowiant na imprę! Idziecie ze mną?
- Pewnie! - odpowiedzieli chórem Armin i Wojtek.
- Daj mi się chwilę zastanowić...! - Kastiel mruknął głośno przeciągając się na kanapie w salonie. Szybko poszliśmy do przedpokoju po buty i kurtki zostawiając Kasa na sofie. Założyliśmy ciuchy. Chłopakom kazałam wyjść na zewnątrz i oznajmiłam, żeby chwilę poczekali. Na paluszkach przeszłam przez pokój i cichaczem wlazłam do salonu. Kanapa jest odwrócona tyłem do drzwi od przedpokoju, dzięki czemu czerwona małpa mnie nie zauważyła. Byłam tuż za nim. On siedział chwilę w bezruchu, a następnie trochę bardziej się rozłożył. Leżał wyluzowany z zamkniętymi oczami. Wyłoniłam się zza sofy i przybliżyłam głowę. Szybko klasnęłam w dłonie tuż przed jego twarzą. Ten wstrząśnięty tak szybko się podniósł do siadu, że znajdował się dosłownie 2 milimetry przed moją twarzą. Patrzył na mnie zszokowany przez jakiś czas, ale potem się szatańsko uśmiechnął.
- No, hej...! - powiedziałam zawstydzona machając mu ręką jako "przywitanie".
- Heejjj... - przeciągnął dwie ostatnie litery wyrazu. Uśmiech nie schodził mu z twarzy. - Czyli... jesteśmy sami?
- No... nie do końca. Kazałam chłopakom czekać przed domem, bo miałam po ciebie zawrócić, żebyś nam pomógł to ogarnąć. - wytłumaczyłam się. Od razu kiedy skończyłam mówić, czerwonowłosy uśmiechnął się uwodzicielko. Jego oczy zabłysły...

[PERSPEKTYWA KASTIELA]

Oślepił mnie blask jej osoby. Na początku oceniłem ją tylko z wyglądu, ale ile to razy byłem przy niej, tyle to razy przekonywałem się, że jednak jest wspaniałą osobą. Lysander w pewnym sensie skrzywdził ją tak samo, jak i mnie. Czy nasza przyjaźń ma się skończyć przez dziewczynę? Aczkolwiek, wspaniałą dziewczynę. Zacząłem patrzeć coraz bardziej intensywnie i na mój sposób pociągająco w stronę dziewczyny. Ona zażenowana odwróciła wzrok. Wstała, ale ja ją chwyciłem za nadgarstek prawej ręki, uniemożliwiając jej odejście dalej niż na wyciągnięcie mojej ręki. Patrzyła na mnie pytająco z jeszcze lekkimi rumieńcami. Gapiłem się na nią sam nie wiedząc czemu to zrobiłem. Spoglądała na mnie jeszcze bardziej wyczekująco, a ja po namyśle puściłem jej nadgarstek.
- To... idziesz z nami do sklepu? - zapytała po długiej chwili niezręcznej ciszy.
- Nie. Zostanę i poczekam na was... - mimo iż bardzo chciałem iść, to jednak chciałem sobie coś przemyśleć.
- Em, ok. To... pa! - powiedziała i wyszła. Będąc sam w domu, głośno wypuściłem powietrze, powodując tym odgłos świstu. Zdjąłem trampki, które założyłem jakieś 15 minut temu, a potem ułożyłem się z powrotem na kanapie. Ręce dałem pod głowę, prawą nogą zgiąłem lekko w kolanie, za to lewa noga zwisała z sofy. Chwilę później zacząłem nią machać do przodu i do tyłu, jakby chcąc uruchomić proces myślenia. Em... nie pamiętam co miałem zamiar przemyśleć! Czyżby uruchomił mi się syndrom Lysandra? Nieee... chociaż... nie! Nie mogę sobie przypomnieć, o czym miałem rozmyślać!

[PERSPEKTYWA ARMINA]

Szliśmy już od jakiś 10 minut. Między nami panowała dziwna i frustrująca cisza. To... tak trochę nie podobne do grupy nastolatków... Postanowiłem zacząć rozmowę.
- A co w ogóle mamy kupić? - jedyne co przyszło mi do głowy!
- Em, nie wiem! Na pewno alkohol, ale nie za dużo... - Wojtek jej na chwilę przerwał.
- A czy ty młoda damo masz ukończone 18 lat? - spytał udając głos jakieś maminki. Przybrał przy tym zawadiacki uśmiech.
- Eeee, nie? - spytała retorycznie posyłając mu delikatny uśmiech. On już chciał coś dodać, ale przeszkodziła mu - Ale ja już piłam alkohol! Nic mi nie będzie! Tylko upić się nie mogę, ale co do napicia... to mam prawo!
- No właśnie, chodzi o to, że go nie masz! - zaśmiał się blondyn. Doszliśmy pod sklep spożywczy. Był na nim parking pełen samochodów. Och! Będzie kolejka do kasy! Weszliśmy do środka. Wojtek pobiegł po wózek sklepowy. Z tylniej kieszeni spodni wyjął 50 centów, a następnie wsadził do "wnętrza wózka". Wrócił do nas nieco wolniejszym krokiem. Od razu po jego dotarciu przeszliśmy przez "popularne" bramki, które zwykle są w sklepach. Minęliśmy je... i nie za bardzo mieliśmy pomysł gdzie się najpierw udać.
- To... najpierw alko? - spytała niepewnie.
- No masz! - odpowiedziałem śmiejąc się szatańsko. Już dawno nie było jakiejś impry! Nie mogę się doczekać! Oby był jakiś wolny taniec! Tańczyć tego nie umiem, ale tam za dużo ruszać się chyba nie trzeba. Poszliśmy na dział z wszelkimi alkoholami.
- Wojtek - wódka, Armin - piwo! Ja biorę wino. Bierzcie tyle ile uznacie za stosowne. Mamy czas po 3 minuty! Do roboty! - zarządziła, na co ja z szmaragdookim pokiwaliśmy twierdząco głowami. Każdy poszedł w swoją stronę. Idąc w stronę piw, prawą ręką wyjąłem z kieszeni kartkę. Był na niej tekst jakieś piosenki, którą Kas mi przesłał na messie (messengerze). Debil wysłał mi ją tuż przed wyjściem i kazał wydrukować. Potem w trakcie drogi do Harci, napisał żebym się jej nauczył. Mam na to jeszcze 7 godzin. Tak przynajmniej napisał jakąś godzinę temu. Ech... Kiedy ja się tego nauczę? Przestałem gadać do siebie w myślach, kiedy skapnąłem się, że minąłem ten dział i jestem jakieś 3 dalej. Stanąłem na środku trochę blokując drogę innym klientom. Wsadziłem kartkę z powrotem do kieszeni bluzy i zawróciłem.
Chodziłem w tę i z powrotem już od jakiś 2 minut. W międzyczasie zdążyłem przenieść 17 razy po 5 piw. Szybko jak na mnie! Szedłem w kierunku naszego wózka sklepowego, by dostarczyć następną porcję piwa. Ostrożnie je odłożyłem na inne piwa. Powoli zaczynało nam brakować na to wszystko miejsca, bo reszta ekipy też całkiem nieźle radziła sobie z przenoszeniem. Do wózka podszedł Wojtek z następną porcją wódki.
- Stary, jak na to patrzę, to myślę, że wystarczy już wódki i wina. W końcu na takich imprezach zwykle pije się piwo.
- No, racja. - poczekaliśmy chwilę, aż dołączyła do na Harcia. Trzymała w obu dłoniach po jednym winie. Odłożyła je do wózka i popatrzyła na nas.
- Czemu stanęliście? Jeszcze pół minuty do minięcia tamtych 3. - oznajmiła patrząc na wózek. Jakby coś analizując. - Potrzeba jeszcze trochę piwa. W końcu to będą wszystkie klasy 2. A na dodatek Kas zaprosił jeszcze ich znajomych! Wojtek, pójdziesz po dodatkowy wózek?
- Jasne! - uśmiechnął się szczerze.
- Super! My będziemy razem z tym wózkiem w dziale z piwami! Jak przyjedziesz to dołącz do nas! - i już go nie było. Dziewczyna postawiła swoje małe rączki na ramieniu wózka i zaczęła pchać, ale... coś jej nie szło. Było to dla niej za ciężkie. Ściągnąłem jej dłonie z wózka i sam się zabrałem za pchanie tego metalowego ustrojstwa. Harugoran ruszyła przodem entuzjastycznie podskakując z jednej nogi na drugą. Inni klienci patrzyli się na nas z niedowierzaniem. Nie dziwię się. Rzadko kiedy widzi się chłopaka pchającego przed sobą cały wózek z wódą, winem i browarem. Stanęliśmy obok działu z piwem, który trochę opróżniał przez naszą "małą" wyprawę do okolicznego sklepu spożywczego. Dziewczyna stanęła oparta o wózek, patrzyła się przed siebie. Czyli na dział z whisky. Aha. Nagle do głowy przyszła mi jedna myśl...
- Harcia? - odwróciła głowę w moją stronę. - Masz ze sobą na tyle hajsu, by za to wszystko zapłacić?
- Myślę, że 3 tysie starczą. - stwierdziła z miłym uśmiechem opierając dłoń na podbródku.
- Heh. Chyba powinno.- zaśmiałem się. Poczekaliśmy na Wojtka jeszcze chwilę rozmawiając. Zaczęliśmy się o niego już trochę martwić. Nie ma go od 20 minut... Nasza decyzja była jednogłośna. Poszliśmy szukać Wojtka.

*jakiś czas później*

Szukaliśmy już wszędzie! W dziale ze słodyczami, napojami dla dzieci, karmą dla zwierząt, ubraniami, zabawkami, jogurtami i kolorowankami. Nawet dokładniej przeszukaliśmy dział z alko! A jego jak nie było, tak nie ma! Zaraz mnie kurwica trafi! Gdzie on jest do jasnej cholery?! Zresztą, nie tylko ja jestem na krańcu wytrzymałości. Harcia już od jakiegoś czasu mówi jak gość ją wkurwił swoją nieodpowiedzialnością.

*jeszcze jakiś czas później*

Nam obojgu już się kończy paliwo w nogach. A ja jeszcze pcham ten wózek! To jest tak cholernie ciężkie!
- Stop! - zawyłem stając w miejscu. Harcia również przystanęła.
- Co się stało? - spytała zmęczona
- Mam tego dość! - powiedziałem rozpaczliwie i opadłem na zimne kafelki sklepowe. Ludzie znowu zaczęli się na mnie gapić.
- Przepraszam! Mogę jakoś pomóc? - spytał jakiś staruszek podchodząc do Harci, lecz nadal patrząc na mnie.
- Em, nie dziękuję. - powiedziała i uśmiechnęła się do faceta, jakby dla zapewnienia swoich słów.
- To dlaczego ten młody mężczyzna tutaj leży? - spytał marszcząc swoje gęste, siwe brwi.
- Ech, on... - zawahała się - ... jest chory na głowę i zapomniał zażyć swoich tabletek!
No myślałem, że zaraz ją tam zabije! Mimo, iż mi się podoba, to jednak mogła wymyślić coś bardziej... co dodałoby mi na plus u tego dziadka. No, nie wiem... raczej coś typu... em... np. że kładę się na ZIMNYCH kafelkach obok działu z mięsem, w ramach protestu przeciw zabijaniu morświnów! No, właśnie! Ale NIE! Lepiej wymyślić coś, by ludzie uznali mnie za wariata... Chociaż, jak się zastanowić, to jednak ta druga opcja też najlepsza nie była. Staruszek zamienił jeszcze kilka zdań z Harcią, o tym ile dzisiejszej młodzieży jest nienormalna i jak się cieszy, że z pośród tych milionów, trafił na taką jedną miłą i normalną! Dziadek odszedł, a ja wstałem i już chciałem powiedzieć jej co myślę o tym co powiedziała, ale ona mi  w tym przeszkodziła.

[PERSPEKTYWA HARUGORAN]

- Ej, patrz! - zawołałam pokazując palcem wskazującym za chłopaka. - To Wojtek!
Zawołałam i odbiegłam jak poparzona. Dla wyjaśnienia, to nie był sposób na ucieczkę... no może troszkę, ale Wojtek naprawdę stał tam gdzie wskazałam. Byłam już prawie koło niego, (stał przy wózkach) kiedy zobaczyłam, że nie jest sam. Stał tam i rozmawiał z...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
C.D.N
Trochę dłuższy za brak poprzednich rozdziałów w tamtym tygodniu.
Przepraszam i baji~

P.S. Jest ktoś chętny, by pouczyć się za mnie histy?