Nutki ;'D

31 października 2016

Rozdział 7~

[PERSPEKTYWA LYSANDRA]
Nagle do pomieszczenia wbiegła zdyszana dziewczyna z apteczką w ręce. Podbiegła do łóżka i zaczęła mnie "pielęgnować". Robiła to bardzo starannie, a jej dotyk sprawiał mi największą przyjemność. Patrzyłem na jej skupioną twarz i nie mogłem oderwać wzroku. Jak to możliwe, że tak mała osóbka tak szybko zawładneła całym moim światem? Nie wiem. Czy się zakochałem? Chyba tak. Nagle poczułem narastający ból nad okiem. Syknąłem.
-Przepraszam - powiedziała dziecinnym głosem i z troską w oczach.
-Nic się nie stało - odpowiedziałem uśmiechając się.
-Poczekaj pójdę po dodatkowe plastry - szybko wstała i już jej nie było. Obejrzałem się do okoła, aż znalazłem dwa zdjęcia oprawione w ramkę. Jedno przedstawiało ją i jej znajomych. Widzę, że kolegowała się nie tylko z dziewczynami. Wtedy poczułem wielką zazdrość. Czy coś bliższego łączyło ją z którymś z nich? Niby nie powinniśmy się przejmować przeszłością, ale to mnie bardzo ciekawiło. I czy wogóle jest wolna? Wątpię... Spojrzałem na drugie zdjęcie. Była tam ona jako może dziewięcioletnie dziecko razem z blondwłosą kobietą, czarnowłosym mężczyzną oraz blondwłosym chłopcem, pewnie to jej brat. Wstałem z łóżka, podszedłem do szafki ze zdjęciami i chwyciłem ramkę w obie dłonie. Przyjrzałem się dokładniej fotografii.
-Em, możesz to odstawić - odwróciłem się napotykając dziwnie zimny wzrok dziewczyny. Posłusznie odstawiłem zdjęcie i podszedłem do nastolatki.
-Ok, siadaj. Muszę dokończyć cię opatrywać - rozkazała pokazując palcem na łóżko, ale ja dalej stałem. Chciałem się dowiedzieć czemu nagle stała się taka chłodna.
-Siądziesz?! Nie dosięgne ci brwi jak będziesz tak stał - warknęła
-Czemu nagle stałaś się taka zimna? - spytałem - to przez to że oglądałem zdjęcia?
-Może, nie powinno cię to obchodzić. Siadaj - syknęła
-Nie, póki mi nieodpowiesz
-Przecież ci powiedziałam, że może!
-Ale chcę usłyszeć prawdę! - podniosłem głos. W tej samej chwili zostałem pociągnięty za turkusową apaszkę i znajdowałem się parę milimetrów od twarzy dziewczyny. Serce zaczęło mi bić coraz szybciej. Już miałem zamiar ją pocałować kiedy ta warknęła.
-Pamiętaj, ja nigdy nie kłamię! - puściła mnie i odeszła z naburmuszoną miną. Następnie stanęła i odwróciła się do mnie przodem, zakładając ręce na piersi.
-Zrozumiano?! - warknęła, a ja dalej nie pojmowałem co się stało.
-No, ale jesteś tego pewna? Jeżeli masz jakieś problemy to mi możesz powiedzieć wszystko. Lepiej wyrzucić wszystko z siebie. Nie sądzisz? - spytałem, chciałem być pewien, że nie wpakowała się w jakieś kłopoty.
-Też tak sądzę, ale naprawdę nic się nie stało - uśmiechnęła się do mnie łagodnie - i dzięki za troskę - dodała z większym uśmiechem. Pamiętaj! Ja zawsze chcę cię taką widzieć!
-Ok - powiedziałem z uśmiechem i spowrotem usiadłem na materacu. Zapewniała mnie, że wszystko jest dobrze, ale ja nie dam za wygraną. Dla swojej ukochanej zrobię wszystko, dlatego właśnie chcę wiedzieć co się stało. Słyszysz Harcia?! Ja ci we wszystkim pomogę! Po 10 minutach byłem już całkowicie opatrzony. Spędziliśmy jeszcze około 2 godziny na rozmowie. Dowiedzieliśmy się o sobie bardzo dużo, ale ja wiedziałem, że coś przede mną ukrywa.

[PERSPEKTYWA HARUGORAN]
Po opatrzeniu Lysandra zaczęliśmy razem rozmawiać. Rzeczowo wiedzieliśmy o sobie praktycznie wszystko, ale cały czas się bałam, że temat zboczy na zdjęcie i moje wcześniejsze zachowanie. Po jego wyjściu rzuciłam się na łóżko i zasnęłam w ubraniach.

Następnego dnia wstałam wyjątkowo wcześnie, bo o 5 rano. Poszłam do łazienki i zrobiłam szybki prysznic. Zastanawiałam się nad wczorajszym dniem. Mimo, że poznałam Lysandra dopiero wczoraj już poczułam wyjątkową więź między nami, która stała się dosyć mocna po naszych wczorajszych pogaduszkach. Pierwszy raz spotkałam osobę, której mogłam bezgranicznie ufać, ale mimo wszystko nie chciałam by poznał mnie na tyle blisko. Poznał podstawowe informacje o mnie, ale nie wie przez jakie rzeczy przechodziłam, czego się obawiam, co zawładnęło moim życiem. Nie zna mojej historii, ani mojego życia, ale czy on nie jest kolejną osobą, której strata mnie zaboli, albo kolejną osobą która mnie wykorzysta? Na razie jeszcze mu nie powiem, ale myślę, że za niedługo nadejdzie na to czas... Czas na ujawnienie całej życiowej prawdy.

30 października 2016

Rozdział 6~

[PERSPEKTYWA HARUGORAN]
W naszym kierunku zamierzał wysoki, białowłosy chłopak z dwukolorowymi oczami, a obok niego szedł czerwonowłosy kretyn. Zaczęłam się zastanawiać czy spieprzyć do domu i wyjść na niekulturalną przy białowłosym i bliźniakach, czy raczej udawać miłą przy gwałcicielu. To jak wybór śmierć czy śmierć!

[PERSPEKTYWA BIAŁOWŁOSEGO]
Właśnie szedłem przez park by spotkać się z Kastielem, Arminem i Alexym. W połowie drogi przypomniałem sobie o tym, że znowu zostawiłem notatnik leżący na ławce na polanie między krzakami. Już miałem przejść przez drzewa gdy usłyszałem bardzo delikatny i czysty głos. Przystałem kroku, zamknąłem oczy i wschłuchałem się w piosenkę. Na chwilę otworzyłem oczy i podszedłem krok by zobaczyć wykonawczynię tej cudownej piosenki, lecz to kogo zobaczyłem przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Była to prześliczna i przeurocza dziewczyna ubrana w stylu wiktoriańskim. Jej długie i gęste włosy rozwiewał lekki wiaterek, a oczy miała zamknięte. Jej głos był najpiękniejszym i najczystszym głosem jaki słyszałem i muszę przyznać, że z kimś mi się kojarzył. Już miałem do niej podejść, ale przez przypadek stanąłem na patyku, który po chwili się złamał. Dziewczyna przerażona rozejrzała się dookoła, a następnie wybiegła w głąb parku, prosto do centrum. Podszedłem do ławki i zabrałem notatnik, którego wcześniej szukałem. Szybkim krokiem udałem się do centrum handlowego, bo nawet nie sprawdzając godziny wiedziałem iż jestem spóźniony. Przed wejściem do galerii spotkałem Kastiela, już chciałem się przywitać, ale...
- Chłopie, nie uwierzysz co się wczoraj stało! - krzyknął do mnie, a ja gestem ręki pokazałem mu by był trochę ciszej. Byłem bardzo ciekawy co mogło się wczoraj stać, bo Kastiel był wczoraj tylko na jednej lekcji, a mi nic o tym nie powiedział.
- Byłem wczoraj na dziedzińcu, by szukać twojego notatnika i wtedy ujrzałem dziewczynę moich marzeń. Cały czas ją śledziłem. Poznała już Iris i Srajta - podczas gdy on wypowiedział ostatni wyraz ja przekręciłem oczami - jak wyszła z pokoju gospodarzy, wziąłem ją na ręce i zaniosłem na dach. Oczywiście ta stawiała opór, ale jak krzyczała to nawet debil usłyszałby jaki ma melodyjny głos, - i tu zamarłem, czy mówi o tej samej dziewczynie, którą widziałem w parku? - no to jak zaniosłem ją na dach, musiałem wymyślić jakąś wiarygodną rozmowę po takim wstępie, więc kazałem jej oddać notatnik. Był on jej, ale wyglądał dokładnie jak twój! Potem jeszcze okazało się, że ona też go kurwa gubi! Ale podczas naszej wymiany zdań tak się przepięknie uśmiechneła, że nie wytrzymałem i ją pocałowałem. Następnie zacząłem przyciskać do ściany i... obmacywać. Oczywiście ta znowu stawiała opór i pewnie gdyby nie Nataniel to ja bym ją... no wiesz - nie poznawałem własnego przyjaciela! Jak on tak może?! - niestety ona zemdlała i Srajt musiał ją nieść aż do pokoju gospodarzy. Nie wiem dlaczego za nimi pobiegłem. Potem doszło do bójki między mną, a blondyneczką i on chyba... też ją kocha. Potem pod napływem emocji wyznałem na głos jakie uczucia mną kierują. No... po prostu... wyznałem jej miłość. Miałem i mam ogromne poczucie winy, ale wiem, że jedyne co cieszy mnie w tej historii jest to, że ona na szczęście nic nie usłyszała.
- Kastiel... nie wiem skąd u ciebie takie haniebne zachowanie, ale musisz się tego pozbyć. Próba gwałtu jest bardzo poważną sprawą - powiedziałem spokojnie. Kastiel tylko pokiwał spuszczoną głową. Szliśmy w kierunku naszej ulubionej kawiarni. Już widzieliśmy bliźniaków i jeszcze jedną osobę, ale nie widziałem kto to jest. Nagle Kastiel pokazał palcem na tą osobę: -To ona! - powiedział z zaniepokojeniem, a w oczach miał przerażenie. Nagle Armin cały zarumieniony spojrzał w naszą stronę i pomachał mówiąc coś do towarzyszy. Odmachałem. Reszta towarzystwa odwróciła się w naszą stronę. To ona! Ta dziewczyna z parku! Teraz przyjrzałem się jej dokładniej. Była bardzo szczupła i średniego wzrostu, ale pewnie jakby stanęła obok mnie sięgałaby mi do podbródka. Włosy sięgały jej do połowy ud. Na nadgarstku i karku miała dwa tatuaże, ale sądzę, że ma ich więcej. Nos mały, a usta pełne. Uszy nie były przebite co mnie dosyć zdziwiło. Paznokcie długie, a ręce długie i chude. Tym razem miała na sobie jeszcze kurtkę dzinsową. Nogi długie i zgrabne. Ostatnie na co zwróciłem uwagę to oczy. Widać było, że nosi soczewki. Ciekawe jaki mają prawdziwy kolor? Widziałem w jej oczach strach i przerażenie, zapewne spowodowane obecnością Kastiela. Nie dziwię się Kastielowi, gdyby nie mój stoicki spokój i maniery, to sam bym ją pewnie... LYSANDRZE AINSWORTH! O CZYM TY DO JASNEJ CHOLERY MYŚLISZ?! No... mam nadzieję, że to normalne w moim wieku... Ale wracając do dziewczyny, była przerażona obecnością Kastiela i się nad czymś zastanawiała. W końcu doszliśmy do stolika. Przywitalismy się z chłopakami, a następnie przedstawiłem się damie.
- Witaj, jestem Lysander, miło cię poznać - skłoniłem się i pocałowałem jej dłoń, a ta się zarumieniła. Boże! Jaka ona jest urocza! Tzn. często bywałem w takich sytuacjach, ale u niej jest to wyjątkowo urocze. Ogółem cała jest mega urocza.
-M-mi również miło c-cię poznać Lysandrze... jestem Harugoran - na koniec uśmiechneła się łagodnie i znów lekko zarumieniła. Awww! Czyli Harcia lub Haru... Awww!
-Proszę, mów mi Lys lub Lysio, ok? - nie mogłem uwierzyć w to co mówię. Serio?! Lysio, serio?! Ech...
-Oki, doki! - krzyknęła pokazując "okejkę" na palcach i uśmiechając się promiennie. Awww! A ja myślałem, że to króliki są słodkie.
-A to jest Kastiel - powiedział Armin
-Znamy się - sprostowała i spojrzała chłodno na mojego przyjaciela - ja już będę lecieć! Miło było cię poznać Lys, Armin i Alexy. Narazie! - I już nie było mojej księżniczki. Jeszcze odprowadziłem ją wzrokiem, aż doszła do sklepu papierniczego. Wtedy odwróciłem się do reszty towarzystwa. Inni też się na nią gapili, no może prócz Alexego. O nie, moi drodzy! Ona jest moja!
-Ile tu z nią siedzieliście?- zacząłem rozmowę
- Tak z pół godziny - odpowiedział Armin
-Nie uwieżycie jakich rzeczy się o niej dowiedzieliśmy! - krzyknął podekscytowany Alexy - wiecie, że ona uprawia parkour?! - No, nie! Moja słodka księżniczka uprawia parkour?! WOW!
- Ona mogłaby dołączyć do waszej.kapeli! Gra na chyba czterech instrumentach i śpiewa! - O śpiewie wiedziałem, ale aż 4 instrumenty?! Drugie WOW!
-Chłopaki ja już pójdę... - powiedziałem
- Co?! Dopiero przyszedłeś! - powiedział Kastiel
- Wiem, ale muszę jeszcze pójść do sklepu Leo. Pa!
Poszedłem do sklepu papierniczego by dowiedzieć się co tam robi Harcia. Znalazłem ją przy dziale z notatnikami.
- Muszę kupić jeszcze jeden. Tamten za chwilę mi się skończy - mamrotała pod nosem - O! I jeszcze szkicownik!
Poszła do kasy i zapłaciła. Następnie poszła do księgarni i kupiła dwie książki. Potem wyszła z galerii. Poszedłem za nią. Było już ciemno. Po dziesięciu minutach dotarła pod park. Niespodziewanie zaczęła śpiewać. Wyszło jej prześlicznie. Lecz potem zza rogu wyskoczył jakiś chłopak ubrany w kaptur, a obok niego stali dwaj inni.
-Hej, śliczna! Chcesz się z nami zabawić? - spytał blondyn z chytrym uśmiechem.
-Nie dzięki, gardzę takimi jak wy, a teraz jeżeli nie macie nic przeciwko, to znikam - syknęła i już chciała ruszyć dalej, ale jeden z nich zablokował jej przejście.
-Niunia, ale my cię nie pytaliśmy o zdanie.- powiedział i zaśmiał się gorzko, a mnie puściły nerwy.
-Możecie zostawić ją w spokoju? - syknąłem, a pozostała czwórka spojrzała na mnie zdziwiona
-A bo co dziwolągu?!
-Nie macie prawa tak do niego mówić! Lepiej spójrzcie na siebie! - warkneła na nich, a mnie zrobiło się cieplej na sercu.
-Mała, ty się nie wtrącaj! - krzyknął łysy koleś stojący obok blondyna.
Harcia korzystając z okazji, że wszyscy są zwróceni ku mnie zrobiła salto i podcieła im nogi. Heh... Może faktycznie uprawia parkour.
-Uciekaj! - krzyknąłem
-Nie zostawię cię samego! - awww! Ona jest taka słodka! Potem już tylko zapodaliśmy im uderzenie w brzuch z kolana i mogliśmy uciekać. Tak się zapatrzylem na Haru, że walnąłem głową w latarnię. Muszę przyznać, że trochę bolało.
- O boże! Nic ci nie jest?! - spytała troskliwie
-N-nie, dzięki - zaczęło mi się kręcić w głowie.
-Uch, nie wygląda to za dobrze. Choć! - oznajmiła i chwyciła mnie za rękę. Całą drogę nie odezwaliśmy się do siebie słowem, aż dotarliśmy pod ogromną bramę prowadzącą do pięknej białej willi z dużym ogrodem, tarasem i basenem.
-Wow... - powiedziałem z zachwytem, na co dziewczyna się zaśmiała. Weszliśmy do środka a tam oślepiła mnie jasność pomieszczenia. Ale nie zdążyłem się rozejrzeć dokładnie, bo zostałem zaciągnięty na górę. Weszliśmy do czarno-biało-turkusowego pokoju. Były tam meble użytku codziennego oraz drzwi prowadzące do czarno-białej łazienki i duże szklane wrota na balkon, ale największą uwagę zwróciłem na instrumenty. Była tam czarno-biała gitara elektryczna, skrzypce oraz czarne pianino.
Nagle do pomieszczenia wbiegła zdyszana dziewczyna z apteczką w ręce.

29 października 2016

Rozdział 5~

Stał tam niebieskowłosy chłopak w jaskrawych ciuchach. Oczy miał... różowe? Może... Obok niego stał chłopak z czarnym włosami i niebieskimi oczami. Miał takie same rysy twarzy co poprzedni. Pewnie bliźniaki. Kiedyś też miałam bliźniaka. Niestety pewnego dnia poszłam do jego pokoju, ale jego tam nie było. Spytałam rodziców siedzących w salonie z kartką papieru gdzie on jest. Mama wybuchła płaczem, a ojciec zaczął na mnie krzyczeć, że mam o nim nie wspominać. Miałam wtedy chyba 5 lat. Do tej pory go nie spotkałam i nie wiem co się z nim stało. Ale wracjąc do chłopaków. Niebieskowłosy bezustannie o czym mówił, za to jego brat zgarbiony rozglądał się dookoła ze znudzonym wzrokiem. Kiedy jego spojrzenie przeniosło się na mnie, w jednej chwili jego twarz pokryła się rumieńcem, a oczy jakby zaiskrzyły. Natychmiast się wyprostował i posłał mi szeroki uśmiech dotykając ramienia brata. Ten spojrzał na niego wkurzony, pewnie zorientował się, że brat go nie słucha. Czarnowłosy wskazał kciukiem na mnie, a niebieskowłosy odwrócił spojrzenie w moją stronę. Od razu uśmiechnął się szeroko i pociągnął brata za ramię w moim kierunku. Lekko się uśmiechnełam i zarumieniłam. Kiedy bracia stali przede mną od razu niebieskowłosy zaczął naszą "konwersację".
-Hej, to ty jesteś tą nową w naszej szkole? - spytał
-Tak, to chyba ja - odpowiedziałam i się lekko uśmiechnełam.
- Ja jestem Alexy, a tamten debil to Armin, NIESTETY MÓJ BRAT BLIŹNIAK, i stety jeszcze wolny - powiedział Alexy na jednym wdechu i zabawnie poruszył brwami. Od razu się zarumieniłam.
-Och spójrz jaka ona urocza! Nawet samą Violcie przebija! Awww! - wypowiadając ostatnie zdanie złożył ręce jak do modlenia i przekrzywił głowę lekko w bok. CHŁOPIE TO TWOIM ZDANIEM BYŁO UROCZĘ?! SPÓJRZ NA SIEBIE! To on tu jest uroczy. Awww!
-Dz-dzięki... - zająknełam się i podrapalam ręką po karku.
-Sweet! Chodźmy do kawiarni. Oczywiście na koszt Armina! - uśmiechnał się chłopak, a tamten spojrzał na niego karcąco i już miał coś powiedzieć, ale mu przeszkodziłam.
-Chętnie, ale pod warunkiem, że ja zapłacę OK?
-NIE! Ty tu jesteś damą, ja nie mam już kasy, a Armin miał sobie kupić nową grę, ale wspominał coś, że zostanie mu jeszcze około 50 złotych, a taka kwota na pewno starczy na kawiarnie. Nie? - oznajmił Alexy i uśmiechnął się cwano do brata.
-Ech, Ok - syknął Armin. Pewnie zakładał, że jestem kopią jego brata. Heh. To się zdziwi! Poszliśmy w kierunku kawiarni "Rowr, mniam". WTF?! Usiedliśmy do sześcioosobowego stolika.
-A, i jakby co przyjdą jeszcze kumple Armina, nie przeszkadza Ci to? - spytał różowooki
-Nie, pewnie, że nie - powiedziałam i machnełam ręką na potwierdzenie swoich słów.
-A więc, jak masz na imię? - spytał Alexy
-Jestem Harugoran i jestem z Japonii, a dokładniej to z Tokio- oznajmiłam uśmiechając się przyjaźnie.
-Ach, Tokio, stolica gier komputerowych i technologii - rozmażył się Armin. Mimowolnie zachichotałam, ech ci maniacy gier. I już będziemy mieć wspólny temat.
-A więc Harcia... mogę tak na ciebię mówić? - spytał upewniając się, na co ja kiwnełam głową - jakie jest twoje hobby?
-Ogólnie to muzyka, pisanie wierszy, czytanie książek, rysowanie, gry komputerowe i sporty - powiedziałam
-Och, a jakie gry? - zaciekawił się Armin
- Moimi ulubionymi są Assians Creed, LOL i Madness Returns (nie jestem pewna czy dobrze napisałam)
- To tak jak ja! Przybij - powiedział Armin i wystawił rękę by przybić ze mną piątkę. Oczywiście przybiłam.
- No, gry grami, a jakie sporty uprawiasz? - dociekał Alexy
- Kocham gimnastykę, piłkę nożną, koszykówkę, tenis stołowy, uprawiam również parkour - wymieniłam, a na koniec się uśmiechnełam
- Niemożliwe! Nie uwierzę póki nie zobaczę! - krzyknął zaskoczony Armin
- Uwierz, za niedługo będziesz miał okazję zobaczyć - powiedziałam, ale wiedziałam, że najpierw będę musiała znaleźć jakąś miejscówę i najlepiej drużynę.
- A muzyka? Jakiej słuchasz i na czym grasz? - spytał Alexy
- Słucham rocka i muzyki klasycznej, a gram na pianinie, gitarze elektrycznej i klasycznej, skrzypcach i perkusji, ale najbardziej kocham śpiewać. Moja rodzina od zawsze była blisko z muzyką, ja również ją kochałam i dlatego gram na tylu instrumentach - uśmiechnełam się, lecz zaraz potem oprzytomniałam - och, sorry rozgadałam się. Dziwne, nigdy nie mówiłam tak dużo przy nikim... - zamyśliłam się.
- Heh, spoko mi się to zdarza częściej niż myślisz, ale ja od razu wiedziałem, że śpiewasz - o, nie czyżby on... - masz bardzo melodyjny i czysty głos - dokończył, a ja w środku odetchnęłam z ulgą.
- Dziękuję - zarumieniłam się
- Muszę Ci częściej mówić komplementy, gdy się rumienisz jesteś jeszcze bardziej słodka. Co nie Armin? - tracił brata, na co ten podparty na łokciach kiwnął głową. Nie zauważyłam wcześniej, że na mnie patrzy! Zarumieniłam się jeszcze bardziej, a do Armina chyba dopiero teraz dotarło co przed chwilą się wydarzyło i również się zarumienił.
- Słodziaki! - krzyknął Alexy i zrobił nam zdjęcie telefonem.
- O! Chyba idą moi kumple! - krzyknął Armin zmieniając temat i machając do dwóch chłopaków idących w naszą stronę, a ja zamarłam.

Rozdział 4~


Z wielkim bólem głowy podniosłam się z wygodnej kanapy. Sądząc po wystroju byłam w pokoju gospodarzy. Rozejrzałam się po pokoju, aż spostrzegłam Nataniela. Siedział na krześle i intensywnie nad czymś myślał.
-N-nataniel c-coś się stało? - spytałam jąkając się.
-NIE! - wrzasnął patrząc na mnie z furią w oczach.
-Natanielu nie wiem co się stało, ale wiedz, że swoimi krzykami sprawiasz mi ogromną przykrość.
-Harugoran ...ja przepraszam cię za moje zachowanie, ale po prostu usłyszałem coś czego nigdy bym nie chciał słyszeć. Eh...  i mów mi Nat OK? - gdy wymawiał ostatnie zdanie lekko się uśmiechnął.
-Spoczko - uśmiechnełam się i pokazałam OK na palcach - a wogóle to chciałam Ci podziękować za pomoc, bo jak mniemam to ty mi pomogłeś...
- Racja, ale nie musisz dziękować.
- Muszę, bo gdyby nie ty to...- urwałam
-Tsa...Racja, ale nie mówmy już o nim - mówiąc to wziął moją rękę i przytulił do klatki piersiowej. Przegadaliśmy jeszcze około 2 godzin. Wychodząc ze szkoły zastanawiałam się nad tym co się dzisiaj zdarzyło i nad tym co odpowiem cioci lub Jackowi jak się zapytają o dzisiejszy dzień. Wróciłam do domu o około 14:30. Miałam zostać dłużej i poznać moją klasę, ale po tym wydarzeniu zaczęłam się bać, że będę w klasie razem z czerwonowłosym dupkiem. Po zamknięciu drzwi, od razu poszłam do pokoju chcąc uniknąć zbędnych pytań o szkołę, ale chyba bardziej martwiłam się, że będę musiała skłamać. Nie cierpię fałszywych ludzi, więc sama nie zamierzam się takim stać. Przed pójściem spać zaczęłam pisać mój nowy wiersz. Jednak nie dokończyłam go, gdyż zostałam zawołana na kolację (była już 19:30). Bałam się, że zaraz ciocia lub Jack zapytają o moją nową szkołę. Zeszłam na dół. Nikt nic nie mówił, aż...
-Harcia, jak tam w szkole? Masz nowych znajomych? Wróciłaś wcześniej niż zaplanowałyśmy - zaczęła pytać, a mnie jak na zawołanie zabolała głowa. Dziwny zbieg okoliczności... nie? Ból stawał się coraz mocniejszy, a ja złapałam się za głowę i syknełam.
-Boże Haru co ci jest?! - krzyknął Jack podnosząc się z krzesła i podpierając się rękami na stole.
-Nic po prostu źle się czuję.
-Choć zmierzę Ci temperaturę.
I takim właśnie sposobem nie idę jutro do szkoły. Jedynym plusem tego jest to, że nie spotkam czerwonego łba. Miałam 39 stopni gorączki. Heh. Szybko poszłam na górę, umyłam się i przebrałam w pidżamę. Następnie zasnełam.

Następnego dnia obudziłam się o 12:00. Ciocia w pracy, a Jack w szkole na studiach. Może nie wspominałam, ale Jack chodzi na studia prawnicze, tak jak tata. Musi wstawać wcześniej, bo nie przepisał się do nowej szkoły tak jak ja. Poszłam na dół zjeść śniadanie. Po jego skonsumowaniu poszłam zmierzyć temperaturę. Tym razem była w normie. Postanowiłam się przejść po mieście. Ubrałam niebiesko-czarną sukienkę w stylu wiktoriańskim. O tym pewnie też nie wspominałam, czasem lubię się tak ubrać heh. Wiem, dziwna jestem, ale za to ludzie mnie lubili, a ja samą siebie.  Do sukienki wzięłam czarną torbę, do której spakowałam telefon, słuchawki, portfel z 2000 złotych, ( pewnie już zauważyliście, ale moja ciocia jest strasznieee bogata, bo pracuję w dwóch branżach jako pisarz i prezes banku ) notatnik z piórem, szkicownik z ołowkami i książkę pt. "Droga Cienia" (osobiście polecam). Torba była małego rozmiaru, ale bardzo pojemna. Następnie ubrałam buty sięgające do kolan, które również były w stylu wiktoriańskim. Włosy zostawiłam rozpuszczone. Spojrzałam w lustro. Wyglądałam dosyć słodko. Zawsze słyszałam komentarze, że ten styl jest stworzony dla mnie, ale czasem lepiej pochodzić w czymś wygodniejszym. Wyszłam z domu zamykając bramę na klucz. Słyszałam od cioci że jest tu masę fajnych miejsc. Poszłam się przejść do parku. Od razu napadła mnie inspiracja kiedy zobaczyłam to piękne miejsce. Zaczęłam pisać wiersz. Po pół godzinie był gotowy, ale po przeczytaniu coś mi nie spasowało. Wymyśliłam melodię i zaczęłam po cichu śpiewać. Chodziłam po parku nucąc piosenkę, aż zauważyłam między krzakami małe przejście. Przeszłam między nie i oniemiałam. To była mały teren trawiasty (xD), na którym było parę wysokich drzew i dużo krzaków. Była tam jedna ławka, a do około całego terenu były śliczne kwiatki, ale najwięcej zauważyłam róż, dokładniej białych. To moje ulubione kwiaty. Nie widziałam nikogo w pobliżu, więc zaczęłam śpiewać na głos.

( Oryginał - Everytime you kissed me - to jest piosenka z anime Pandora Hearts ( jest też na blogu ))

Everytime you kissed me
I trembled like a child
Gathering the roses
We sang for the hope Your very voice is in my heartbeat
Sweeter than my dreams
We were there, in everlasting bloom

Roses die,
The secret is ineside the pain
Winds are high up on the hill
I cannot hear you
Come and hold me does
I'm shivering cold in the heart...

Śpiewałabym dłużej gdyby nie odgłos łamiącego się patyka. Mimo iż była dopiero 15:00 bałam się. Szybko pobiegłam do wyjścia z parku. Oczywiście trafiłam na to drugie wyjście, do centrum. Jak już tu byłam to postanowiłam się przejść po centrum handlowym. Po dwóch spędzonych tam godzinach i wypiciu, może z 6 herbat wypatrzyłam trzy cudowne sklepy. Jeden był sklepem papierniczym, drugi muzycznym, a trzeci z ubraniami różnych stylów m.in. stylu wiktoriańskiego i gotyckiego.
Już miałam wejść do sklepu z ubraniami, ale wpadłam na jakąś dziewczynę z prześlicznymi białymi włosami. Ubrana była w stylu wiktoriańskim, tylko jej sukienka była biało-fioletowa, a na nogach miała 15-centymetrowe fioletowe szpilki sięgające połowy ud, a zawiązywane były na białe sznurowadło. Za to oczy miała złote, zupełnie jak Nataniel. Strasznie zazdroszczę im tego odcieniu oczu. Ja noszę tylko niebiesko-szare soczewki, bo nienawidzę swojego prawdziwego koloru. Miałam niebieskie włosy plus taki kolor oczu. Prawdziwe że mnie dziwadło.  Może kiedyś wam powiem jaki naprawdę jest, ale nie teraz. Z zamyślenia wytrącił mnie głos dziewczyny.
-Hej, sorry że na ciebie wpadłam, ale się śpieszę - wstała i otrzepała swoją sukienkę - cześć!
I już jej nie było. Jakim cudem ona tak szybko biega w takich szpilkach?! No nie ważne. Weszłam do środka sklepu. Był on w kolorze fioletowym, białym i czarnym. Za ladą stał czarnowłosy chłopak ubrany w stylu wiktoriańskim. Jestem tu drugi dzień, a już widzę dwie osoby ubrane w tym stylu. Heh... Przynajmniej nie będę jedyna. Obejrzałam ciuchy, a te które mi się spodobały zataszczyłam do przymierzalni. Wzięłam dwie sukienki i jedną parę spodni. Zapłaciłam i wyszłam. Moim następnym celem był sklep muzyczny. Wnętrze było pomalowane na czarno, czerwono i granatowo (ciemny odcień niebieskiego). Przy półce ze słuchawkami stał niebieskowłosy chłopak w jaskrawych ciuchach.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
C.D.N

22 października 2016

Rozdział 3~


[PERSPEKTYWA HARUGORAN]

Nie byłam, ani odrobinę przerażona...no może troszeczkę. Często bywałam w takich sytuacjach zawsze po takim wstępie później mnie uderzył, może ze trzy razy, a potem porównana do szmat i dziwek, ale teraz to nie był Zack. Nie wiedziałam co on zamierza zrobić. Może zgwałcić? No, ale w szkole? Zakończyłam swoje rozmyślania gdy znowu straciłam grunt pod nogami. Chłopak znowu mnie niósł,ale nie przez ramię tylko na rękach w stylu panny młodej. Zostałam zaniesiona na dach. Po chwili zostałam postawiona na ziemi, ale tylko po to by chłopak mógł zamknąć drzwi. Niestety. Nim się obejrzałam znów zostałam przyszpilona do ściany. Z bólu aż syknęłam. Czułam, że jak jeszcze raz tak zrobi to złamie mi kręgosłup.
-Ej, mała co Ci? - spytał czerwonowłosy.
-CO MI ?! CO MI ?! Ty se chyba jaja robisz! - krzyczałam, lecz koleś znowu mnie ucieszył.
-Csiiii - syknął
-Jak mam być cicho skoro mnie uprowadziłeś?! - spytałam odrobinę ciszej. Nie miałam ochoty już więcej wąchać jego łapy śmierdzącej tytoniem.
-Oddawaj notatnik - warknął wyciągając rękę po odbiór rzeczy.
-Po co Ci on? - spytałam szczerze zdziwiona. Po co mu mój notatnik?
- Mój kumpel zgubił notatnik, który jest zarówno dla niego jak i dla mnie cenny. Dziwnym trafem ty wyjęłaś taki sam ze swojej torby - zaczął tłumaczyć. Co?! On mnie posądza o kradzież?! Fakt, wyjmowałam notatnik ze swojej torby podczas wyciągania dokumentów, ale on jest mój. Z domu. Widocznie jego kumpel ma taki sam.
-A co jeśli Ci powiem, że to moja własność? - spytałam z ironicznym uśmieszkiem.
-Nie rozśmieszaj mnie! - warknął na mnie ze spojrzeniem typu "ARE YOU FUCKING KIDDING ME ?!"
- Ale ja mówię prawdę!
-Udowodnij - nie chciał dawać za wygraną.
-Proszę bardzo! - krzyknęłam
Wyjem notatnik z torby i pokazałam pierwszą stronę z napisem "Własność Harugoran Mephisto
znalazce proszę o zadzwonienie pod numer #########, proszę o uszanowanie mojej prywatności. Z góry dziękuję."
-Pfff...no dobra wygrałaś w tej bitwie- zrobił krótką przerwę, a ja posłałam mu triumfalny uśmiech- ale w tej jeszcze żadna mnie nie pokonała - i właśnie w tej chwili namiętnie mnie pocałował. Co on sobie do jasnej cholery myśli?! Że jest niby kim?! Następnie zaczął mnie dotykać tam gdzie nie powinien, przy okazji jeszcze bardziej przyciskając mnie do ściany i nadal całując. Gwałtowne wybuchnęłam płaczem, przypominając sobie sytuację sprzed lat. Potem już nic nie pamiętałam. Zemdlałam.

[PERSPEKTYWA CZERWONOWŁOSEGO]

Widziałem tą małą już dzisiaj rano. Właśnie szukałem notatnika kumpla i spojrzałem w jej kierunku.
Niepewnie weszła na teren więzienia. Z całej szarej rzeczywistości ona jedna wyróżniała się na jego tle. Taka urocza i piękna. Te kocie ruchy. Te włosy. Ten uśmiech. Te duże oczy. Te pełne usta. Czułem siłę przyciągającą mnie do niej. Musiała być moja. Po chwili wyjęła czarny notatnik i coś w nim zapisała. Lysander ma taki sam! OMG! Powiedzcie mi jeszcze że ona też go tak często gubi, a się zajebię! Po dzwonku cały tłum ruszył biegiem na lekcję. Widziałem jak ktoś ją popycha na szafki. Ja i paru innych chłopaków chciało do niej podejść i zaoferować pomoc, ale wszyscy zrezygnowali widząc moje mordercze spojrzenie. Nie mogłem uwierzyć, że faceci widzą ją pierwszy raz i już do niej lgną, ale muszę przyznać, że jest piękniejsza nawet od Rozalii. Muszę szybko działać by nikt inny mi jej nie odebrał. Już miałem do niej podejść, ale ruda dziewucha mnie wyprzedziła. Kiedyś wyrwę jej te rude kudły. Szybko schowałem się za szafkami i obserwowałem kolejne wydarzenia. Potem gdy pod pokojem gospodarzy Iris ją przytuliła to...poczułem lekkie ukłucie w okolicach klatki piersiowej. Tak bardzo zazdrościłem rudej i tak bardzo chciałem być na jej miejscu. Na nieszczęście chwilę wpatrywania się w moją ukochaną... Ukochaną?! WTF?! ...No nic...później nad tym pomyślę. Więc wracając do przerwania. Tę chwilę przerwał książę dupowlazły (Nataniel). Widziałem jak się zarumienił! ZABIJĘ GNOJA! Po krótkiej wymianie zdań Iris poszła cała nabuzowana, a moja księżniczka i książę dupa weszli do pokoju zguby. Po zamknięciu drzwi usłyszałem głośne piski i wybuchy śmiechu. Przez chwilę chciałem tam wejść i sprawdzić czy się nie gwałcą...eh. I tak przez jakąś godzinę musiałem czekać, aż nowa wyjdzie. Wyszła i zamknęła drzwi, a ja bezgłośnie wstałem i szybkim ruchem przewiesiłem ją przez ramię. Była taka lekka. Coś czuję że często będę tak z nią robić. Po chwili zaczęła krzyczeć. Szybko zdjąłem ją z ramienia i przyszpiliłem do ściany uciszając. Jej krzyk wcale nie był irytujący tylko po prostu była lekcja, a ja nie chciałem kłopotów. Poza tym jej głos był bardzo melodyjny. Ciekawe czy śpiewa? Po chwili znowu ją niosłem, ale tym razem po prostu na rękach, jak najdelikatniejszą rzecz na świecie, a ja czułem, że na twarzy pojawiają mi się rumieńce. Ja się rumienię?! WTF?! Co ona że mną zrobiła?! Przez zwykle niesienie ją na rękach od razu się rumienię?! Nie poznaję siebie! Po dojściu na dach odstawiłem ją na ziemię tylko po to, by zamknąć ciężkie metalowe drzwi. Po chwili znów ją przygniatałem do ściany. Spojrzałem w jej niebiesko-szare oczy i się mocno zdziwiłem. Jej oczy w ogóle nie wyrażały strachu, to tak jakby już przywykła do takich sytuacji! Aż takie ma branie?! Drugą możliwością było, że miała tak sam charakter jak ja. Brrr... Nie znoszę takich dziewczyn. Owszem charyzmę posiadać mogą, ale nie być zimną i obojętną na wszystko i wszystkich. Nagle usłyszałem ciche syknięcie. Znów spojrzałem w jej kierunku, chyba za bardzo się zamyśliłem. Szczerzę to się wystraszyłem, że jej coś zrobiłem.
-Ej, co Ci mała? - spytałem z wyczuwalną troską w głosie.
-CO MI ?! CO MI ?! Ty se chyba jaja robisz! - krzyknęła, a ja znowu ją uciszyłem.
-Csiiii- syknąłem, no ok skoro mam z nią o czymś gadać, to po takim wstępie muszę wymyślić jakiś wiarygodny temat. Eh...życie licealisty jest ciężkie.
-Jak mam być ciszej skoro mnie uprowadziłeś?!- spytała już nieco ciszej.
-Oddawaj notatnik - warknąłem szybko zmieniając temat.
-Po co Ci on? - spytała szczerze zdziwiona.
-Mój kumpel zgubił notatnik, który jest zarówno dla niego jak i dla mnie cenny. Dziwnym trafem wyjęłaś taki sam ze swojej torby - zacząłem tłumaczyć, mimo iż doskonale wiedziałem, że jest on jej. No cóż, jak grać to na całego! NO NIE?!
-A co jeśli Ci powiem, że to moja własność?- spytała z ironicznym uśmieszkiem. Ej, to mój firmowy uśmiech, tylko u niej jest to bardziej pociągające.
- Nie rozśmieszaj mnie!- warknąłem na nią. Nie za bardzo miałem odpowiedź na jej pytanie, więc wymyśliłem coś na szybko.
-Ale ja mówię prawdę!
- Udowodnij - nie dawałem za wygraną, ale ja już się nie zmienię. Jestem upierdliwy i koniec. Nic z tym nie zrobisz.
-Proszę bardzo! - krzyknęła już trochę zirytowana i jak na zawołanie wyciągneła notatnik i otworzyła na pierwszej stronie, na której było napisane "Własność Harugoran Mephisto znalazce proszę o zadzwonienie pod numer #########, proszę o uszanowanie mojej prywatności. Z góry dziękuję"
Czyli miałem rację! Proszę zajebcie mnie! Ona kurwa też gubi ten cholerny notatnik! Lysander to jeden problem, ale teraz trzeba będzie szukać dwóch notatników, które na dodatek niczym się nie różnią! Ach! ...Ale...przynajmniej mam dobrą pamięć i zapamiętam jej numer telefonu. Heh.
-Pfff...no dobra wygrałaś w tej bitwie - zrobiłem krótką przerwę, a ona uśmiechnęła się triumfalnie. Nie, proszę! To już koniec moich nerwów, on jest taka kobieca, słodka, piękna i delikatna! Ja już nie wytrzymam! - ale w tej jeszcze żadna mnie nie pokonała - i właśnie wtedy moje emocje już nie wytrzymały. Namiętnie ją pocałowałem, a następnie zacząłem ją dotykać przy czym jeszcze bardziej przycisnąłem ją do ściany. Pragnąłem jej. Chyba się zakochałem! Po chwili usłyszałem stłumiony szloch, ale nie przejmowałem się tym. Czy ja już wspominałem, że jestem mistrzem w mieniu na wszystko wyjebane? Chyba nie, ale i tak da się to zauważyć. Nagle rozległ się wielki huk i coś odciągnęło mnie od mojej anielicy. Tym kimś był Srajtaniel. Mnie odciągnął, a ona padła na podłogę. Moje serce na chwilę stanęło, lecz po chwili poczułem narastającą we mnie troskę.

[PERSPEKTYWA NATANIELA]

Wyszedłem z pokoju gospodarzy po uporządkowaniu wszystkich papierów związanych z przeniesieniem Harugoran. Jeszcze nigdy nie czułem się przy nikim taki wyluzowany. Przy niej czułem, że mogę być sobą. Od razu wiedziałem, że mogę jej zaufać i pokazać prawdziwego siebie. Dziwne, ale prawdziwe. Szukałem Kastiela w sprawie związanej z usprawiedliwieniem. Wiadomo, że go nie podpisze, ale próbować warto. Sprawdziłem już wszystkie miejsca w szkole,po za jednym, a dokładniej dachem. Szybkim krokiem wszedłem po schodach i otworzyłem drzwi na oścież powodując przy tym nie mały hałas. Rozejrzałem się, aż napotkałem wzrokiem Kastiela. Ale on nie był sam. Obok niego stała przyszpilona do ściany MOJA słodka Haru, którą on bezczelnie całował i obmacywał. Zauważyłem ślady łez na jej policzku i już wiedziałem co jest grane. Pierwszy raz czułem taką wściekłość i ...zazdrość. Podszedłem do nich szybkim krokiem i odepchnąłem imbecyla od dziewczyny. Już miałem ją przytulić dodając jej otuchy i wrzeszcząc na tego skurwiela, ale ta upadła na podłogę. Spojrzałem kątem oka na Kastiela. Pierwszy raz widziałem u niego taką troskę w oczach, ale pewnie mi się wydawało. Obaj kucnęliśmy nad dziewczyną i próbowaliśmy ją cucić, ale to nic nie dawało, więc wziąłem ją na ręce i pobiegłem do pokoju gospodarzy razem z Kastielem. Nie rozumiem po co on tam biegnie. Przecież znów chciał wykorzystać kolejną. Eh... Nigdy go nie zrozumiem. Ale postanowiłem o nim nie myśleć. Czy się martwiłem? Oczywiście! Nawet bardziej! Miałem ochotę się rozpłakać. Ja... Chyba Ją kocham. O boże! Co się że mną dzieję?! Znam ją zaledwie dwie godziny! Więc jak już wspominałem właśnie biegliśmy do pokoju gospodarzy. Po dotarciu położyłem ją na kanapie. Bardzo wygodnej kanapie. I zacząłem szukać po szafkach czegoś co by jej choć odrobinę pomogło. Nic nie znalazłem. Już miałem wybiec do pielęgniarki, lecz gdy się odwróciłem oniemiałem z wrażenia. Przy kanapie na krześle siedział Kastiel, który trzymał MOJĄ ukochaną za rękę, a jej głowa znajdowała się na jego kolanach, on zaś głowę miał opuszczoną. Zawładnęła mną zazdrość. Podszedłem do nich i go odepchnąłem. Chłopak wstając z podłogi ( bo wywrócił się razem z krzesłem) wreszcie spojrzał mi w twarz, ale to zaskoczyło mnie jeszcze bardziej. On...płakał. Na chwilę ogarnęło mną współczucie, ale tylko na chwilę. Kucnąłem obok kanapy i spojrzałem na twarz dziewczyny chwytając ją za rękę. Patrząc na nią w takim stanie samemu chciało mi się płakać. Wstałem puszczając jej dłoń i zacząłem krzyczeć na Kastiela.
-No i widzisz co zrobiłeś!
-Nie musisz mi robić wykładów! Doskonale wiem, że to moja zawiniłem - i tu się znowu zdziwiłem.Czy może się wydarzyć coś jeszcze co mnie tak zdziwi?
- To dobrze, że chociaż to wiesz!
- Zamknij się Blondyneczko!
- Hmmm - udawałem zdziwienie - ciekawe czemu ty się o nią tak martwisz? Co?
- Nie muszę Ci mówić! - warknął
- Oj no weź... Kassi - nie mogłem uwierzyć, że zniżam się do tego poziomu, ale wiem, że jak człowiek jest wkurwiony to pod napływem emocji mówi całą prawdę,a ja byłem bardzo jej ciekawy.
- Nie wkurwiaj mnie!
- Bo co?!
- Bo to! - i właśnie wtedy dostałem z pięści w twarz, lecz nie pozostałem mu dłużny. I tak rozpoczęła się trzecia wojna światowa. Zaczęliśmy się wyzywać i bić. Aż po moim dociekaniu usłyszałem coś co mnie zupełnie wyprowadziło z równowagi.
- Nie zbliżaj się do niej! Ona jest moja! - krzyknął z wyższością.
- Jeszcze czego?! Mam Ci pozwolić skrzywdzić kolejną?! - Nie chciało mi się słuchać jego wywodów.
- Ona nie jest jak inne!
- To co według Ciebie tak ją wyróżnia?! - warknąłem
- To, że ona jest jedyną, którą kocham! - krzyknął i w tej chwili wybiegł z pomieszczenia, a ja wpadłem w furię. JA I MÓJ WRÓG ZAKOCHALIŚMY SIĘ W TEJ SAMEJ DZIEWCZYNIE?! WTF!

21 października 2016

Rozdział 2~

Z pięknego snu obudził mnie mój "ukochany" budzik ustawiony na 6.40. Poleżałam na wygodnym materacu tak jeszcze z 5 minut. Wygramoliłam się spod cieplutkiej kołdry i przeciągnęłam się mrucząc niczym kot. Podeszłam do szafy, ale najpierw spojrzałam w lustro stojące obok. Zobaczyłam tam...Trochę przybliżę wam mój wygląd, cóż... jestem dziewczyną ze wzrostem ok. 1,67. Mam długie sięgające do ud jasnobrązowe, a właściwie podchodzące pod blond falowane włosy. Jest to mój nienaturalny kolor. Naturalnym jest niebieski. Tak wiem, że większość z was pomyśli, że ściemniam, ale to szczera prawda. Oczy miałam duże i szaro-niebieskie, a dookoła nich były gęste i długie rzęsy. Grzywka znajdowała się na samym środku mojego czoła i sięgała nosa, zasłaniając mi przy tym połowę jednego oka, a końcówki przy nosie czasem mnie łaskotały. Usta miałam pełne i koloru łososiowego. Przy dosyć wysokim wzroście (jak na dziewczynę) miałam bardzo szczupła sylwetkę i wąskie biodra. Paznokcie były zawsze długie i błyszczące. No i cóż... moje piersi były rozmiaru średniego, nie wiem nawet jak dokładnie opisać ich rozmiar. Moja cera była blada i to bardzo, próbowałam się opalać, ale to nic nie dawało, choćbym nie wiem ile miała siedziała na słońcu. To chyba tyle. Podeszłam do białych drzwi i nacisnęłam klamkę. Wyszłam na balkon się przewietrzyć. Była późna jesień, a ja wychodzę na balkon w podkoszulku na ramiączkach i krótkich spodenkach, brawo ja! Lekki wiatr lekko rozwiewał mi włosy, a ja zamknęłam oczy i rozkoszowałam się chwilą. Nagle usłyszałam głośny gwizd. Spojrzałam w dół. Obok naszego domu przechodziło dwóch licealistów. Jeden miał długie blond włosy spięte w  kucyka, a drugi był rudy. Obaj się głupio uśmiechali i wręcz pożerali mnie wzrokiem. Ja im tylko pokazałam "pokutne spojrzenie" i zawróciłam do pokoju. Poszłam do łazienki przyszykować się do szkoły, w końcu to mój pierwszy dzień. Na początek delikatnie się pomalowałam, a potem spięłam włosy w warkocza przechodzącego przez ramię. Następnie podeszłam do szafy i wyjęłam z niej białą sukienkę do połowy ud i białe szpilki. Następnie wzięłam małą, czarną torebkę i wpakowałam do niej mój czarny notatnik, w którym piszę wiersze i piosenki od ponad roku, za niedługo będę musiała pisać w tym nowym od cioci. Wpakowałam do torby moje czarne pióro oraz telefon ze słuchawki, portfel wraz ze zdjęciem do legitymacji i dokumenty z " bardzo niezbędnymi" informacjami o mnie, które będą potrzebne do zapisania mnie do szkoły o nazwie "Słodki Amoris". Nazwa brzmi co najmniej dziwnie czyli mniej-więcej jak nazwa dla szpitalu psychiatrycznego! No, ale cóż czasu nie da się cofnąć pomimo tego, że tylko tego w tamtej chwili pragnęłam. Mimo wszystko z oka spłynęła mi samotna łza na wspomnienie roześmianych twarzy rodziców. Szybkim ruchem ręki ją starłam i ruszyłam do wyjścia z mojego pokoju. W kuchni zastałam Jacka. Chyba próbował zrobić jajecznicę. Heh...będzie lepiej się z niej ulotnić. Już miałam zamiar opuścić teren pod ostrzałem gdy nagle po całym domu rozległo się głośne "kurwa!". Szybko wyszłam z domu ubierając kurtkę Jeansową i mówiąc ciche "Cześć". W międzyczasie zdążyłam założyć słuchawki na uszy i odpłynąć w myślach. Słuchając piosenki myślałam nad nową szkołą. Promienie słońca świeciły mi na twarz, a wiatr podwiewał moją sukienkę do tyłu. Szkołę miałam oddaloną od domu ok. 10 minut drogi pieszo, a wiedziałam gdzie się znajduje, bo ciocia wczoraj mi wszystko dokładnie omówiła. Mam słabą pamięć, ale jak można nie zapamiętać czegoś co słyszało się 100 razy? Weszłam na dziedziniec, który znajdował się na terenie szkoły i od razu zawładnął mną tamtejszy klimat. Wszyscy uczniowie weseli i roześmiani,a dookoła nich rozprzestrzeniała się piękna natura. Na wprost od wejścia był ogromny budynek koloru pudru. Obok znajdował się budynek najprawdopodobniej sali gimnastycznej, a dookoła całej szkoły znajdowały się drzewa, ale tylko pod niektórymi były małe i zniszczone ławeczki. W przejściu między dwoma drzewami znajdował się przepiękny ogród. "Coś czuję, że będę tam często przebywać". Weszłam do szkoły napotykając ciekawskie spojrzenia uczniów. Znienacka zadzwonił dzwonek i wszyscy jak w transie wbiegli do budynku popychając mnie przy okazji na szafki. Nagle rozległ się czyjś głos.
-Hej! Wstajesz?- spytała wyciągając do mnie rękę. Spojrzałam na nią zdziwiona. Była to ładna rudowłosa dziewczyna. Ubrana w fioletowo- czarny top i krótkie, czarne spodenki. Szybko potaknęłam  głową wybudzając się z zamyślenia i przyjęłam jej pomoc.
-Jesteś tu nowa? Ja mam na imię Iris a ty?- spytała uśmiechając się życzliwie. Czułam, że ją polubię.
-Tak jestem tu nowa i mam na imię Harugoran miło mi - powiedziałam po angielsku (w końcu jestem Japonką, a OBECNIE znajduję się w Londynie) i się skłoniłam jak to mają w zwyczaju Japończycy. Ta tylko spojrzała na mnie zdziwiona, lecz po chwili poszerzyła swój uśmiech.
-Mi również. Powiedz...jesteś z Chin? Nigdy nie spotkałam się z takim imieniem - spytała
-Nie zupełnie - zaśmiałam się - tak właściwie to jestem z Japonii.
-Och...Sorry, mylę się w rozróżnianiu kultur wschodnich, a tak właściwie to potrzebujesz pomocy?- spytała
-Nie musisz przepraszać - uśmiechnęłam się- i w sumie to tak... potrzebuję pomocy. Wiesz może gdzie znajdę głównego gospodarza? - spytałam licząc na uzyskanie odpowiedzi.
- Jasne choć za mną! - uśmiechnęła się i ruchem ręki wskazała, abym się za nią udała.
- Um...-potaknęłam po japońsku, na co dziewczyna lekko się zaśmiała.
- Wiesz... jesteś bardzo ładna i urocza... jestem pewna, że będziesz mieć powodzenie u chłopaków - zaśmiała się Iris nie odwracając się przy tym, a ja czułam jak moje policzki stają się czerwone ze wstydu. Nagle dziewczyna stanęła w miejscu i odwróciła się do mnie przodem.
- No to jeste... ty się rumienisz? - zaśmiała się pokazując na moje policzki - Ojoj...! Jesteś wtedy jeszcze bardziej słodka! - zapiszczała przytulając mnie do siebie. Teraz to już tylko chciałam się zapaść pod Ziemię. Po 2 minutach ktoś wyszedł z drzwi znajdujących się obok nas, a Iris nadal mnie tuliła piszcząc. Drzwi otworzył przystojny blondyn. Miał założoną białą koszulę, brązowe, wyprasowane spodnie i czarne wypastowane buty. Do koszuli miał przywiązany niebieski krawat , a w ręce trzymał teczkę. Ale to na co najbardziej zwróciłam uwagę to jego oczy. Był to kolor między złotym, a piwnym. Musze przyznać... urzekły mnie.Blondyn spojrzał na mnie i się lekko zarumienił. Oboje odwróciliśmy wzrok. Czuję, że moje policzki znowu robią się czerwone... och! To takie frustrujące!
-Em... Iris co ty tutaj robisz? Jest już po dzwonku - spytał blondyn, który miał nadal czerwone policzki, lecz patrzył na Iris.
-Pomagam nowej koleżance - odpowiedziała z wyrzutem puszczając mnie wolno - znów mnie chciałeś posądzić o wagary, CO?!
-Muszę przyznać, że... TAK! - uśmiechnął się zawadiacko, chowając teczkę za plecy. Spojrzałam na Iris. Dosłownie... GOTOWAŁO SIĘ W NIEJ! Już miała coś powiedzieć, ale szybko odeszła w swoją stronę zostawiając mnie samą z blondynem. Czułam, że nie mam ochoty z nim zostawać. IRIS WRACAJ! Spojrzenie blondyna znów przeniosło się na mnie, a ja nerwowo przełknęłam ślinę.
Chłopak gestem ręki zaprosił mnie do środka, a ja nie pewnie tam weszłam. Na szczęście była tam jeszcze niebieskooka szatynka. Ubrana była w niebieską bluzkę z koronką i białą spódnicę. Na nogach miała niebieskie baleriny. Spojrzała na mnie. Uśmiechnęłam się do niej najpiękniej jak potrafiłam, a ta od razu wstała z krzesła i podbiegła do mnie. Spodziewałam się wszystkiego, ale nie tego. Podbiegła do mnie i przytuliła. NO LUDZIE! TO JUŻ DZISIAJ DRUGI RAZ! Ech...
-O boże jak ja cię dawno nie widziałam! Harugoran! O Jezu! To naprawdę ty! - zaczęła piszczeć , a ja już wiedziałam kto to!
-Melania! - krzyknęłam ze łzami szczęścia w oczach. Melania to była moja najlepsza przyjaciółka z czasów, kiedy miałyśmy po 11 lat. Przyjechała wtedy do Japonii ze swoimi rodzicami na premierę książki jej mamy, która była pisarką, niestety po 2 miesiącach musiały jechać. Umiałyśmy się porozumiewać, ponieważ ja w wieku 11 lat umiałam biegle mówić w trzech językach, a jednym z nich był angielski. Teraz umiem ich aż sześć. I z  tego powodu jestem z siebie naprawdę dumna.
-Przefarbowałaś włosy?! No wiesz co?! Były takie ładne! - zaczęła mi robić wyrzuty z powodu przefarbowania moich włosów. Mimochodem się zaśmiałam.
-Ekhm, ekhm będziecie miały czas kiedy indziej sobie pogadać.- odkaszlnął blondyn.
-Spadaj! - krzyknęła Melania i pokazała mu język, na co no się cicho zaśmiał.
-No dobra przejdźmy do spraw papierkowych - powiedziała Melania dalej się uśmiechając.
-Także witaj w moim papierkowym i sztywnym królestwie! Znajdziesz tu wszystko, poczynając od nazwisk uczniów, aż do dokumentów o kupowanie szkolnego papieru toaletowego! - zaśmiał się blondyn wyciągając ręce ku górze jednak wzrokiem dalej był na mojej osobie - Jestem władcą tego imperium, właściciel blond włosów oraz mól książkowy i wzorowy uczeń! Ale mów mi Nataniel - wykrzyknął skłaniając się teatralnie, a następnie łapiąc moją rękę i obracając mnie niczym tancerkę. Melania wybuchła głośnym śmiechem razem ze mną  i Natanielem. Podmuch, który stworzyłam swoim wirowaniem rozwalił wszystkie papiery poukładane na biurku, ale to tylko sprawiło, że wybuchliśmy jeszcze głośniejszym śmiechem. Po wspólnie spędzonej godzinie otrzymałam kluczyk do szafki, plan lekcji i mapkę szkoły. Podczas zamykania drzwi ktoś złapał mnie w talii i uniósł ku gorze przewieszając sobie przez ramię. Tym kimś był czerwonowłosy chłopak. Był ubrany w czarną ramoneskę, pod którą miał czerwoną koszulkę z logo rockowego zespołu. Nosił czarne spodnie z przyczepionym do nich łańcuszkiem, który brzęczał na cały korytarz (chyba zapomniałam wspomnieć, że jest lekcja), a na nogach miał czarne glany z czerwonymi sznurówkami. Przestałam zastanawiać się nad jego wyglądem i zaczęłam krzyczeć, lecz czerwonowłosy szybkim ruchem ściągnął mnie ze swoich ramion i postawił na ziemi. Już chciałam uciec, lecz on uniemożliwił mi to. Złapał mnie za nadgarstek i przyszpilił do ściany, a następnie zatkał usta ręką i syknął do mojego ucha "Siedź cicho! Zaraz się dowiesz!", a mi mimochodem przypomniał się Zack. On również często się tak zachowywał.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Do następnego ^.^
  

15 października 2016

Rozdział 1~

Właśnie wysiedliśmy z bratem z wielkiego, białego samolotu. Podróż mi się niemiłosiernie dłużyła. Nie mogłam spać, nie mogłam czytać...Jedyne co mogłam to słuchać muzyki na moich czarnych słuchawkach i rozmyślać wpatrując się w jakiś punkt przed sobą. Teraz błądziliśmy wzrokiem po lotnisku rozglądając się za ciocią. Chodziliśmy jak głupi po całym lotnisku przez około 10 minut. Kiedy postanowiliśmy dać sobie spokój zauważyłam mężczyznę, na oko wyglądał na jakieś 28 lat. Był to niski szatyn ubrany w czarny garnitur. Na nogach miał wypastowane, czarne buty, a na głowie służbową czarną czapkę. W rękach trzymał karton z napisem "Harugoran i Jack". Trąciłam brata w ramię i wskazałam na mężczyznę. Jack podszedł do niego ciągnąc za sobą walizkę na kółkach. Podążyłam za nim. Brat chciał rozpocząć konwersacje, lecz "Pan Garniak" go ubiegł.
-Witajcie. To wy jesteście siostrzeńcami Pani Melbourn?-spytał podnosząc głowę ku górze.
-Tak to my, a pan to...?-spytał Jack
-Ach, tak...Ja jestem Vincent i jestem szoferem Pani Melbourn. - odpowiedział, po czym zdjął czapkę z głowy i się skłonił..
-A-ależ po co Pan się fatyguje? - spytałam jąkając się i zapewne czerwieniąc. Dziwnie się czułam będąc tak traktowana. Jak...księżniczka?
-Heh...Mówcie mi na Ty, na pewno nie jestem aż tak stary. - powiedział zanosząc się cichym śmiechem.
-No dobrze. - odpowiedział mój brat odwzajemniając uśmiech.
Po krótkiej wymianie zdań, w której ja nie uczestniczyłam, podeszliśmy do czarnego Audi. Vincent zapakował nasze torby do bagażnika, a my usiedliśmy na tylnich siedzeniach zapinając pasy. Zostaliśmy zawiezieni do pięknej, białej willi. Po otworzeniu bramy można było zobaczyć piękny ogród, nieco dalej wielką wierzbę z ławeczką pod nią, oczko wodne oraz głęboki basen.Udaliśmy się schodkami do ogromnych białych drzwi wejściowych. W środku powitało nas przyjemne ciepło i zapach pieczonego ciasta. Całe pomieszczenie było białe. Na ścianach znajdowały się półki z książkami. Pośrodku była wielka biała kanapa z czarnymi poduszkami. Obok kanapy był mały stolik, na którym znajdował się kubek z napojem. Pod stolikiem był szary puchaty dywanik. Potem był ogromny telewizor, a pod oknem z błękitnymi zasłonami znajdowała się komoda ze zdjęciami oprawionymi w ramkę. Dalej było wejście na drewniany taras,a obok było przejście do bodajże kuchni połączonej z jadalnią. Obok przejścia były drzwi do łazienki, która na marginesie była w wszystkich odcieniach błękitu i bieli. Po przeciwnej stronie były trzy pary drzwi,ale nie mam pojęcia gdzie mogłyby prowadzić. Po środku salonu stały przeogromne białe schody, które przy końcu się rozchodziły na dwie strony. Nie zdążyłam się rozejrzeć dokładniej, bo podeszła do nas ciocia i zanim cokolwiek zdążyłam powiedzieć rzuciła się na mnie i Jacka.
-O jeju! Jak wyrośliście! Ostatnio widziałam was jak Jack uczył się siusiać do toalety, a Haru uczyła się jeść swoimi malutkimi ząbkami! - zaczęła piszczeć jak nastolatka. Nigdy nie widziałam takiego zachowania u dorosłej osoby, ale to chyba normalne,że tak się cieszy nas widząc... nie?
-Spokojnie ciociu...- rzekłam cicho. Ona tylko odsunęła mnie na długość swoich ramion i z powrotem mnie przytuliła. Ciocia była osobą przed 40-stką, ale z wyglądu można jej zarzucić, że wygląda na 20-latkę. Ma ciemnozielone oczy i blond włosy... zupełnie jak mama, która była jej bliźniaczkom. Wysoka i szczupła. Ubrana była w zwiewną miętową sukienkę, na którą miała założony różowy fartuch i zielone szpilki, a w ręce miała szpachelkę. Zaczęła coś krzyczeć, ale jej nie słuchałam. Zamyśliłam się, lecz kiedy usłyszałam głuchą cisze nie mogłam się powstrzymać by na nią nie zerknąć. Patrzyła na mnie karcącym spojrzeniem z rękami opartymi o biodra.
- Ech... mówiłaś coś? - spytałam posyłając jej delikatny uśmiech i przepraszający wzrok.
- Tak... mówiłam, że masz iść się rozpakować do swojego pokoju, a potem zejść na kolację. Jack już poszedł. - westchnęła i gestem ręki wskazała żebym za nią poszła. Po przejściu schodów minęłyśmy dwie pary drzwi, aż dotarłyśmy do przedostatnich na korytarzu. Ciocia nacisnęła klamkę i przepuściła mnie przodem. To co tam zobaczyłam zatkało mnie. Pokój był mega duży. Jedna ściana była koloru błękitnego, druga czarnego, a pozostałe dwie białe. Dookoła znajdowały się półki z książkami, a na jednej stało pudełko z kartonu, w którym coś było, ale postanowiłam, że później do niego zajrzę. Pod półkami stało duże dwuosobowe łózko z turkusową pościelą i czarno-białymi poduszkami, a pomiędzy nim stały dwie szafki nocne, na których stała lampka nocna i budzik. Obok łóżka stała biała szafa z szarymi akcentami, a obok niej duże lustro. Dalej stało czarne biurko, a jeszcze dalej perkusja. Na ścianie obok bębnów była zawieszona czarno-biała gitara elektryczna. Potem stała turkusowa szafka z paroma czarnymi głośnikami na niej. Dalej były białe drzwi które prowadziły do biało-szarej łazienki, w której była wanna, prysznic, duże lustro, a pod nim dwie białe umywalki, obok nich znajdował się kosz na śmieci. Obok drzwi do łazienki były szklane wrota na duży biały balkon gdzie stał turkusowy fotel i mały stolik kawowy. Na samym środku pokoju leżał mały puchaty dywan. Gdy to zobaczyłam skoczyłam na ciotkę i zamknęłam ją w szczelnym uścisku. Ona odpowiedziała na to szczerym śmiechem.
- Sprawdź co jest w kartonie! - powiedziała z tajemniczym uśmiechem na ustach.
Od raz do niego podbiegłam, zajrzałam i nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Był tam czarny notatnik i dwa szkicowniki,a obok nich leżało białe gęsie pióro. Ciocia dobrze wiedziała z opowieści mamy, że kocham pisać opowiadania! Od razu do niej pobiegłam i przytuliłam. Ona chyba się tego nie spodziewała, bo runęła razem ze mną na podłogę. Skończyło się to na gwałtownym wybuchu śmiechu. Chwilę potem wyszła zostawiając mnie samą. Otworzyłam walizkę i zaczęłam się wypakowywać. Na początku położyłam na łóżku swoje cenne skrzypce, które dostałam od taty na siódme urodziny. Potem wkładałam ciuchy do szafy, wypakowałam książki i położyłam je na półkach. Następnie wyjęłam zeszyt do nut i schowałam go do szuflady biurka, a na końcu położyłam na komodzie 2 zdjęcia oprawione w ramki. Pierwsze przedstawiało mnie, Jacka i rodziców, na którym biegamy po parku wśród spadających liści. Drugie zdjęcie przedstawiało mnie i moich przyjaciół. Na zdjęciu siedzimy w kawiarence zawzięcie o czymś dyskutując. Byli tam wszyscy. Elizabeth, Mark, Ken, Ashley, Zack, Lucy, John, Paul, Jason, Alex, Rachel i Clare. Nasza zwariowana 13. Niby nieszczęśliwa liczba, a ile szczęścia mi przyniosła. Najchętniej zamazałabym Zacka i Ashley, ale to jedno z najcenniejszych dla mnie zdjęć, zrobiła nam je nasza nauczycielka. Byliśmy wtedy na integracyjnej wycieczce wszystkich pierwszych klas. Po wypakowaniu się zeszłam na kolacje gdzie zastałam ciocię i Jacka. Zjedliśmy kolację w przyjemnej atmosferze. Podziękowałam i poszłam się umyć. Po krótkiej kąpieli, wysuszyłam włosy i poszłam spać. Zasnęłam z myślą o nowej szkole, do której mam się jutro udać.

14 października 2016

Prolog

Właśnie wsiadam do czarnej limuzyny, która ma zawieść mnie i mojego brata na lotnisko. Jest dosyć pochmurnie, ale nie o tym teraz myślałam...myślałam o wydarzeniach z ostatnich dni...lub tygodni,w sumie to nie zastanawiałam się ile czasu minęło...od tych zdarzeń...Zaczęło się pewnego ranka, a było to tak...

<POCZĄTEK RETROSPEKCJI>

Właśnie szłam pod klasę ze swoim przyjacielem Kenem. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, śmiejąc się na cały korytarz i jedząc nasze ulubione czekoladowe ciastka. Uczniowie dziwnie się na nas patrzyli, ale nas to nie obchodziło. Cóż...Ken...a właściwie to Kentin... jest to niski,chudy i dość mizernie wyglądający chłopak w zielonym sweterku zrobionym na drutach,(Skąd to wiem?Sama mu go uszyłam i dałam na wigilii klasowej.)niebieskich Jeansach(dżinsach)i brązowych,wypastowanych butach. Nosi duże okulary z grubymi szkłami,przez co jego kolor oczu nie jest mi do końca znany,ale kiedyś mi wspominał,że woli mi nie mówić jaki posiadają kolor, bo nie jest zadowolony z ich barwy. Jasnobrązowe,cienkie i przetłuszczone włosy obcięte na tzw. "grzyba".Na ogół jest to miły i zabawny chłopak, ale przez swój wygląd jest dyskryminowany przez resztę szkoły. Paru moich znajomych go lubi, bo spędza ze mną naprawdę dużo czasu i przez to go dobrze znają, ale oprócz mnie ma tylko jedną przyjaciółkę- Leati. Nie lubię spędzać z nią czasu, bo irytuje mnie swoim dziecinnym zachowaniem i podejściem do chłopaków. Więc tak jak już wcześniej wspominałam właśnie szliśmy naszą dwójką do sali lekcyjnej. Już mieliśmy do niej wejść, kiedy usłyszałam rozlegające się z niej krzyki "Gorzko! Gorzko!". Już miałam zawrócić ze względu na tamtejszy hałas (tak wiem, że sama pół minuty temu śmiałam się na cały głos),lecz czyjaś ręka spoczęła na moim nadgarstku, tak że uniemożliwiła mi drogę powrotną, jak się chwilę później okazało ręka była Kena. Nie zrozumiałam jego zachowania. Spojrzałam na niego pytająco, ale on tylko wskazał palcem na dwie całujące się osoby w głębi sali. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom... to był mój chłopak Zack i moja przyjaciółka Ashley. Natychmiast podbiegłam do całującej się pary zostawiając Kena w tyle, i pociągnęłam Ashley za jej długi blond kłaki. Ta tylko pisnęła i oderwała się od Zacka, a tłum zgromadzony w sali wybuchł głośnym śmiechem.Od razu chciałam uzyskać wyjaśnienia, więc zaczęłam się "drzeć" posyłając wszystkim spojrzenie pełne bólu, nienawiści i ... wkurwienia.
-CO TY ODWALASZ?!-krzyknęłam patrząc na Zacka, ale pytanie było do ich obojga.
-CAŁUJEMY SIĘ! ŚLEPA JESTEŚ?!- krzyknął do mnie Zack posyłając mi znudzone i zirytowane spojrzenie.
-NO WŁAŚNIE! CAŁUJEMY SIĘ!-krzyknęła Ashley robiąc do "mojego chłopaka" maślane oczka i potakując,a on objął ją ramieniem.
-SIEDŹ CICHO! MYŚLAŁAM, ŻE JESTEŚMY PRZYJACIÓŁKAMI-krzyknęłam, a ona w odpowiedzi wzruszyła ramionami-A TY-wskazałam palcem na chłopaka-MASZ MI UDZIELIĆ ODPOWIEDZI!
-No co? Nie mogę mieć dwóch dziewczyn naraz?- spytał, tym razem już spokojnie posyłając mi zawadiacki uśmiech. W tej chwili już nie wytrzymałam i uderzyłam go z liścia. W odpowiedzi usłyszałam śmiech tłumu i krzyki typu "Co...dasz się babie pokonać?!" lub "Gościu masz przejebane!". Jak się okazało nie został mi dłużny. Za pierwszym razem walnął mnie z pięści w twarz, a potem w brzuch. Upadłam na kolana i już nie nie widziałam. Słyszałam tylko krzyki nauczycieli i uczniów oraz zrozpaczone szepty Kena "Wszystko będzie dobrze". Tyle zapamiętałam. Zemdlałam.
Obudziłam się w jasnym pomieszczeniu. Leżałam na typowo szpitalnym łóżku przykryta miętową pościelą. Dookoła znajdowały się półki i szafki z lekami, a pod oknem stało jeszcze jedno łózko, ale było puste. Poczułam jakiś ciężar na ręce. Popatrzyłam w bok, obok mnie siedział Ken trzymający mnie za dłoń. Po spostrzeżeniu, że się obudziłam od razu się na mnie rzucił tuląc i szepcząc "Przepraszam, to mój wina...mogłem zareagować, a stałem tam i patrzyłem...jak tchórz...kiedyś to się zmieni...obiecuję....i przepraszam". Po chwili poczułam ciepłą ciecz, która powoli spływała mi po ramieniu. Ken płakał. Odwzajemniłam jego uścisk i pocieszałam go...a przynajmniej próbowałam. Po pięciu minutach ktoś wpadł do mojego pokoju. Spojrzałam znad ramienia Kena. Tym ktosiem był mój starszy o 3 lata brat Jack. Jack był krótkowłosym blondynem o zielonoszarych oczach. Wzrostu miał może z metr dziewięćdziesiąt. Był chłopakiem umięśnionym o szerokich barkach. Zawsze potrafił znaleźć wyjście z każdej sytuacji oraz znał wiele ciętych ripost, był również typem chłopaka, który jest zawsze nadopiekuńczy i uśmiechnięty,ale nie tym razem. Był cały zapłakany,ale sądzę,że jego łzy nie tylko są z mojego powodu. Podbiegł do szpitalnego łóżka i zaczął coś mówić...on nie mówił...on krzyczał megaaaa szybko i jeszcze pociągał nosem, więc nie trudno się domyślić,że nic nie zrozumiałam.
-Jack proszę uspokój się i wytłumacz mi to jeszcze raz... ale powoli- podkreśliłam ostatnie słowo.
-Haru(zawsze mówił do mnie zdrobnieniem)... nasi rodzice...oni...oni...nie żyją! Zginęli w wypadku samochodowym...podczas powrotu z delegacji!-wykrzyczał pociągając nosem i zanosząc się kolejną falą szlochu.
Nie mogłam uwierzyć w to co słyszę. Czułam jakby cały mój świat obrócił się do góry nogami. Usiadł na łóżku wtulając się we mnie, a ja płakałam z nim przez długi czas. Codziennie przychodzili do mnie znajomi, ale ja nie chciałam z nikim rozmawiać. Po paru dniach wypisali mnie ze szpitala.

<KONIEC RETROSPEKCJI>

...I tak właśnie tu jestem. Tą limuzyną jadę na lotnisko, by zacząć nowe życie w Londynie u mojej ciotki. Nowi znajomi i przyjaciele, miejsce zamieszkania i oczywiście nowa szkoła, a dokładniej liceum. Tak więc...Nazywam się Harugoran, mam 17 lat, jestem Japonką i zostałam skrzywdzona przez życie, a teraz jadę do Londynu bu rozpocząć je na nowo...tyle na razie musicie o mnie wiedzieć...a przynajmniej tyle musi wam wystarczyć.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Cześć!
Tak jak widzicie to prolog mojego nowego bloga
i będzie on o Słodkim Flircie :3
Do następnego! <3