Yeah! Wolna chata! Kocham życie! Odwróciłam się by udać się... gdziekolwiek, ale nie udało mi się to, bo wpadłam na Kasa. A dokładniej na jego klatę! Spojrzałam na niego dziwnie.
- ...Co? - spytał zdziwiony
- Skąd się tu wziąłeś?
- Wszedłem drzwiami? - spytał sarkastycznie
- Ech, dobra... Co robimy? - od razu jak to powiedziałam tamten spojrzał na mnie dwuznacznie! Idiota! - To nie wchodzi w grę!
- Ale co? - spytał z lennyfacem
- Dobrze wiesz co!
- Nie za bardzo! Oświeć mnie! - widać było, ze się ze mnie nabija.
- To... może poznajmy się bliżej?
- Jak bardzo blisko? - em... znowu zboczone myśli! Harcia! Ogarnij się!
- Małpo! Ogarnij się! - krzyknęłam zdenerwowana, ale dopiero potem zdałam sobie co powiedziałam! O fuck! Podniosłam głowę, by zobaczyć jego reakcję. Zrobiłam to bardzo ostrożnie. Minę miał poniekąd obojętną, rozbawioną i zdziwioną. Nie znam go tak dobrze, więc nie wiem co to oznacza! Zawsze lepiej zwiać, nie?! Szybko przeleciałam przez salon i pobiegłam w kierunku holu. Rozejrzałam się dookoła. Z oddali było już słychać powolne truchtanie przeciwnika. Bez zastanowienia skręciłam w stronę drzwi, za którymi znajduje się pomieszczenie muzyczne. Zbiegłam po schodach i schowałam się za kurtyną przywieszoną do ściany obok sceny. Żadna kryjówka, ale nic innego nie zdążyłam wymyślić. Z oddali słychać było kroki Kastiela. Podchodził coraz bliżej kiedy... nagle zawrócił. Pobiegł po schodach na górę i zamknął drzwi! Szybko wyszłam zza kurtyny i pobiegłam po chodach ku górze. Nic!
- Kastiel! Otwórz te drzwi!
- Nie umiem! PRZYPADKOWO się zatrzasnęły! - co za...!!!
- Otwórz te drzwi, bo jak stąd wyjdę to spuszczę ci taki łomot, że...! - nie dał mi dokończyć
- A co twoje czterdzieści kilo może mi zrobić?! Hahaha!
- A skąd wiesz, że nie pięćdziesiąt?!
- ...No...bo... no nie wiem?! Bo to widać?!
- Że jestem szczupła, a nie, że jestem anorektyczką! - wkurzył mnie - A poza tym to faktycznie choruję!
- Tsa... ciekawe na co!
- Na półbulimię! - wymyśliłam coś na poczekaniu
- Nie ma czegoś takiego! Jest bulimia, ale nawet jakbyś się zrzygała w tym pomieszczeniu to i tak stąd nie wyjdziesz! Nie za nazwanie mnie małpą!
- Ona istnieje!
- A coś ci się stanie jak tam trochę posiedzisz? - spytał znudzony
- Tak!
- A co? Niby o co chodzi w tej chorobie?
- ... - nie umiałam nic wymyślić - Dużo jem i nie wymiotuję! - krzyknęłam. Z własnej głupoty walnęłam się w czoło tak mocno, że aż mnie zabolało. Wiadomo, że mi nie uwierzy. Chłopak zostawił to bez komentarza i spieprzył. O jprdl! Zeszłam na dół i usiadłam na krześle do pianina. Walenie w drzwi nie miało sensu... Chwilę posiedziałam na siedzeniu aż... mi się to znudziło. Podeszłam do szafki z nutami w nadziei, że znajdę tu jakąś książkę. I znalazłam. Była to książka kucharska... Mówiąc książkę miałam na myśli coś...ciekawszego? Chyba tak. Posiedziałam 30 minut przeglądając przepisy na ciasta. Nagle usłyszałam hałas zatrzaskiwanych drzwi. rozległo się plaśnięcie. Mam nadzieję, że to odgłos przybijanej piątki, a nie strzału z liścia. Poszłam w kierunku drzwi i zaczęłam w nie walić.
- Czy ktoś to wreszcie otworzy?! - słyszałam jak ktoś podbiega w kierunku drzwi, a po chwili dołącza do niego jeszcze jedna osoba. Potem usłyszałam brzęczenie, a drzwi się otworzyły. Ujrzałam w nich Wojtka i Armina. Blondyn trzymał w ręce klucz. Mieli na sobie codzienne ciuchy, tylko czuć było od nich perfumami i mieli troszkę bardziej roztrzepane włosy. Chwilę później dołączył do nich uśmiechnięty Kisiel. Ale... miał na sobie inne ciuchy. Rozpięta czarna koszula, słuchawki zawieszone na szyi, rurki i szare trampki. Koszula była na tyle rozpięta, że można było zobaczyć jego mięśnie brzucha. Szybko przeszłam wzrokiem na jego twarz. Zrobiłam typowe "groźne spojrzenie" i ruszyłam do boju! W sumie to nawet nie wiem co mu zrobię, ale coś na pewno wymyślę! Powstrzymał mnie w tym Wojtek. W ostatniej chwili chwycił mnie za nadgarstek. Zaczęłam się drzeć.
- Jak mogłeś mnie tam zamknąć?! Wiesz jak mi się nudziło?! Przez ciebie jedyne co miałam do roboty to czytanie książki kucharskiej! - krzyczałam wymachując wolną ręką w nadziei, że za którymś razem w końcu trafię w jego mordę! Nagle on złapał moją dłoń i z chytrym uśmiechem zaczął przybliżać swoją twarz do mojej. Był na tyle blisko, że stykaliśmy się czołami. Jego ciepły oddech opatulał mi szyję. Poczułam jak moje serce szybciej bije, ale nie dawałam tego po sobie poznać. Zmarszczyłam brwi robiąc niezrozumiałą minę. On z każdą chwilą był coraz bliżej. Kiedy nagle...
- Odpuść sobie królewno... - szepnął, a następnie odwrócił się i poszedł w kierunku salonu. Zamrugałam oczami parę razy, by się ogarnąć po tym co się stało. szybko potrząsnęłam głową w celu odciągnięcia od siebie myśli. Odwróciłam się i spojrzałam pytająco na chłopaków. Czarnowłosy miał na twarzy nieprzyjemny wyraz twarzy, a Wojtek wręcz warczał. Kiedy zobaczyli mój wzrok na sobie od razu powrócił ich świetny humor.
- Wie któryś, która godzina? - zaczęłam.
- 12:48 - odpowiedzieli równocześnie
- Co?! Ale to znaczy, że goście zaraz tu będą!
- Nie koniecznie! - odezwał się Kastiel siedzący w salonie
- Jak to?
- Przełożyłem imprezę na 17, bo zobaczyłem liścik na blacie w kuchni, a poza tym... impreza o 12?! chyba mnie wtedy bóg opuścił! - oznajmił. Czyli goście będą dopiero za 5 godzin? O boshhhh... Co ja mam tu z nimi robić?!
Nutki ;'D
20 stycznia 2017
14 stycznia 2017
Rozdział 26~
Dotarłam do domu jakby... wyprana z emocji. Nie miałam na nic siły. Wolnymi ruchami najpierw otworzyłam drzwi samochodu, a potem otworzyłam furtkę do ogrodu. Weszłam powoli po schodach aż dotarłam do mojego celu. Brązowe wyrobione z dębu drzwi, z jednym dużym kawałkiem szkła w dolnym lewym rogu. Klamka była srebrzysta i odrobinę przysypana śniegiem. Faktycznie na dworze nadal widniał przepiękny zimowy krajobraz. Chwilę się na niego popatrzyłam. Można nawet ująć, że się zapatrzyłam. Wszystkie drzewa w ogrodzie były otoczone śniegiem ze wszystkich stron. Trawy również widać nie było. Jedyne co tak naprawdę nie było zasypane to ławeczka pod wierzbą. Podniosłam głowę w górę, by móc spojrzeć na niebo. Już nie było świecistego nieba bez żadnej skazy w postaci chmury. Cały kawałek niebieskiego obiektu... chociaż w sumie to już nie niebieskiego... no, ale... całe niebo pokryte było szarymi, roztrzepanymi kawałkami waty cukrowej. Poczułam lekkie uderzenie w ramię. Lekko przechyliłam głowę w kierunku "tyknięcia".
- Panienko, wszystko w porządku? - był to Vincent. Patrzył na mnie z troską.
- Tak, dziękuję. Możesz już wracać do rodziny - powiedziałam i na koniec miło się do niego uśmiechnęłam. Ten podrapał się lekko po swoim lekkim zaroście. Z zastanowieniem spojrzał na mnie drugi raz.
- Jesteś pewna?
- Oczywiście - znowu się uśmiechnęłam, ale tym razem tak promiennie. On tylko przytaknął i wrócił do samochodu. Może nie wspominałam, ale ten samochód jest jego, ale dzięki temu więcej zarabia. Tak naprawdę... to wolałabym jednak mieć własny środek transportu. Wyjęłam telefon z kieszeni, aby sprawdzić godzinę. 10:16. Jeszcze jest czas do przybycia Kastiela. Poszłam w kierunku wcześniej wspomnianej ławeczki, a następnie... no cóż... usiadłam na niej. Wyjęłam słuchawki prosto ze swojej kieszeni kurtki. Oczywiście zanim je rozplątałam minęło trochę czasu. Podłączyłam kabelki do telefonu i włączyłam jedną ze swoich ulubionych piosenek. "Fight song". Po skończeniu się utworu wyjęłam jedną ze słuchawek i sama zaczęłam śpiewać wcześniej wspomniany utwór. Zamknęłam oczy i znowu całkowicie oddałam się muzyce.
(Utwór zaczyna się dopiero w 3:53)
Już miałam spojrzeć na czas kiedy ktoś nagle złapał mnie od tyłu za ramiona. Wystraszyłam się i szybkim ruchem ręki walnęłam napastnika w... w sumie nawet nie wiem co. Odwróciłam się, aż moje oczy napotkały krwisto-czerwone włosy oraz czarno-szare oczyska.
- Nawet nie bolało - uśmiechnął się szatańsko. Okazało się, że kucał za ławką.
- A w co cię walnęłam? - spytałam lekceważąc jego wyraz twarzy.
- Aaa... to takie intymne miejsce... - powiedział z szerokim uśmiechem
- Kastiel... - powiedziałam z dezaprobatą
- No, w głowę! A co ty myślałaś? - spytał z udawanym zdziwieniem. Widać było, że po twarzy "błądzi mu uśmiech".
- Powiedziałeś, że w intymne miejsce...
- Moja głowa jest bardzo intymnym miejscem. Gdybyś tylko zobaczyła o czym myślę... - powiedział z rozmarzonym wzrokiem i,,, chyba zaczęła mu lecieć ślina z gęby. Ledwo powstrzymywałam się od śmiechu, ale trzeba pozostać obojętną. Pokiwałam głową z dezaprobatą.
- To, co robimy?
- Jest impreza!!! - wykrzyknął szczęśliwy i podskoczył klaszcząc w dłonie. Zastanawiam się czy czasem nie zamienił się z Alexy'm na osobowości.
- Kiedy i gdzie? - dopytywałam
- U ciebie, i za... 2 godziny!
- Co?!
- No!
- Ale... kogo zaprosiłeś? - ledwo nie wybuchłam
- Wszystkich z klas 2! A! I jeszcze powiedziałem, że mogą przyprowadzić swoich znajomych!
- A... Lysandra też, nie? - spytałam zmartwiona
- Oł... no... tak? - mówił jąkając się.
- Ech... unikniemy go! Nie? - krzyknęłam motywująco
- Damy radę! Zwłaszcza jak nikogo nie będziemy wtajemniczać w swoje plany! - powiedział z lennyfacem.
- Kastiel! - skarciłam go po głowie
- Luzik! - krzyknął odbiegając za drzewo. Postanowiłam dać mu spokój i bez zastanowienia pobiegłam do domu. Popędziłam do kuchni i zajrzałam do lodówki. Tak "troszku" pić mi się chciało. Zamykając magiczne wrota ujrzałam żółtą karteczkę przylepioną taśma klejącą do szarych drzwiczek. Było na niej napisane "Zapomnieliście, że mam prace i Vincent miał mnie zawieść do pracy! Wracam za dwa dni. Wyjaśnię ci to jak wrócę. Pieniądze masz na karcie. Do zobaczenia! Ciocia~ :-) ". No! To chata wolna!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
W sumie to nie mam nic do dodania! xD Będzie biba! Baji~ Kocham was!
- Panienko, wszystko w porządku? - był to Vincent. Patrzył na mnie z troską.
- Tak, dziękuję. Możesz już wracać do rodziny - powiedziałam i na koniec miło się do niego uśmiechnęłam. Ten podrapał się lekko po swoim lekkim zaroście. Z zastanowieniem spojrzał na mnie drugi raz.
- Jesteś pewna?
- Oczywiście - znowu się uśmiechnęłam, ale tym razem tak promiennie. On tylko przytaknął i wrócił do samochodu. Może nie wspominałam, ale ten samochód jest jego, ale dzięki temu więcej zarabia. Tak naprawdę... to wolałabym jednak mieć własny środek transportu. Wyjęłam telefon z kieszeni, aby sprawdzić godzinę. 10:16. Jeszcze jest czas do przybycia Kastiela. Poszłam w kierunku wcześniej wspomnianej ławeczki, a następnie... no cóż... usiadłam na niej. Wyjęłam słuchawki prosto ze swojej kieszeni kurtki. Oczywiście zanim je rozplątałam minęło trochę czasu. Podłączyłam kabelki do telefonu i włączyłam jedną ze swoich ulubionych piosenek. "Fight song". Po skończeniu się utworu wyjęłam jedną ze słuchawek i sama zaczęłam śpiewać wcześniej wspomniany utwór. Zamknęłam oczy i znowu całkowicie oddałam się muzyce.
(Utwór zaczyna się dopiero w 3:53)
Już miałam spojrzeć na czas kiedy ktoś nagle złapał mnie od tyłu za ramiona. Wystraszyłam się i szybkim ruchem ręki walnęłam napastnika w... w sumie nawet nie wiem co. Odwróciłam się, aż moje oczy napotkały krwisto-czerwone włosy oraz czarno-szare oczyska.
- Nawet nie bolało - uśmiechnął się szatańsko. Okazało się, że kucał za ławką.
- A w co cię walnęłam? - spytałam lekceważąc jego wyraz twarzy.
- Aaa... to takie intymne miejsce... - powiedział z szerokim uśmiechem
- Kastiel... - powiedziałam z dezaprobatą
- No, w głowę! A co ty myślałaś? - spytał z udawanym zdziwieniem. Widać było, że po twarzy "błądzi mu uśmiech".
- Powiedziałeś, że w intymne miejsce...
- Moja głowa jest bardzo intymnym miejscem. Gdybyś tylko zobaczyła o czym myślę... - powiedział z rozmarzonym wzrokiem i,,, chyba zaczęła mu lecieć ślina z gęby. Ledwo powstrzymywałam się od śmiechu, ale trzeba pozostać obojętną. Pokiwałam głową z dezaprobatą.
- To, co robimy?
- Jest impreza!!! - wykrzyknął szczęśliwy i podskoczył klaszcząc w dłonie. Zastanawiam się czy czasem nie zamienił się z Alexy'm na osobowości.
- Kiedy i gdzie? - dopytywałam
- U ciebie, i za... 2 godziny!
- Co?!
- No!
- Ale... kogo zaprosiłeś? - ledwo nie wybuchłam
- Wszystkich z klas 2! A! I jeszcze powiedziałem, że mogą przyprowadzić swoich znajomych!
- A... Lysandra też, nie? - spytałam zmartwiona
- Oł... no... tak? - mówił jąkając się.
- Ech... unikniemy go! Nie? - krzyknęłam motywująco
- Damy radę! Zwłaszcza jak nikogo nie będziemy wtajemniczać w swoje plany! - powiedział z lennyfacem.
- Kastiel! - skarciłam go po głowie
- Luzik! - krzyknął odbiegając za drzewo. Postanowiłam dać mu spokój i bez zastanowienia pobiegłam do domu. Popędziłam do kuchni i zajrzałam do lodówki. Tak "troszku" pić mi się chciało. Zamykając magiczne wrota ujrzałam żółtą karteczkę przylepioną taśma klejącą do szarych drzwiczek. Było na niej napisane "Zapomnieliście, że mam prace i Vincent miał mnie zawieść do pracy! Wracam za dwa dni. Wyjaśnię ci to jak wrócę. Pieniądze masz na karcie. Do zobaczenia! Ciocia~ :-) ". No! To chata wolna!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
W sumie to nie mam nic do dodania! xD Będzie biba! Baji~ Kocham was!
9 stycznia 2017
Przykra wiadomość~
Niestety... Dostałam szlaban na telefon i komputer na około 1/2 miechy. Blog nie zostaje ani zakończony, ani zawieszony. To po prostu szlaban. Bardzo was przepraszam. Do za miesiąc! 😰😕✋
7 stycznia 2017
Rozdział 25~
Białowłosa wepchnęła nas do pokoju, a po zamknięciu drzwi biegiem ruszyła w stronę obrotowego krzesła przy biurku. Usiadła i okręciła się dookoła.
- Co was tu sprowadza? - zapytała z miłym uśmiechem opierając podbródek na prawej ręce.
- Odwiedzinki! - wykrzyknął Paul
- A czemu razem? - zapytała z lennyfacem.
- Odwożę Paula na lotnisko. Wraca skąd przybył! - powiedziałam i pokazałam OK na palcach. Ten widząc moją radość założył ręce na pierś i odwrócił się do mnie plecami. Nie przejmując się chłopakiem usiadłam na łóżku Rozalii. Ta spojrzała na mnie i przegryzła wargę pokazując palcem na kuzyna. Od razu zrozumiałam o co chodzi. Podniosłam nogę by go kopnąć w dupę, ale Roza mnie wyprzedziła i sama to zrobiła. Tamten czując uderzenie odwrócił się i spojrzał na mnie z wkurzeniem. Czemu na mnie? Bo to ja miałam wyciągniętą nogę. Później odpłacę się za to Rozie. Teraz trzeba się ratować! Chociaż... Paul już chciał się do mnie "dobrać" kiedy szybko zwiałam w stronę szafy Rozalii. Paul pobiegł za mną. Szybko otworzyłam drzwiczki do Narnii, a następnie zatrzaskując je od środka usiadłam na podłożu. Chłopak podszedł do szafy i usiłował ją otworzyć... ale coś mu nie wyszło. Po około 5 sekundach oparł się o zamknięte wrota i ciężko westchnął. Słychać było triumfalny śmiech Rozy. Chłopak warknął, a następnie zaczął trząść szafą. Nie wiem do czego miało mu to służyć, ale tym sposobem wykonałam małą zemstę na Rozusi.
- Co was tu sprowadza? - zapytała z miłym uśmiechem opierając podbródek na prawej ręce.
- Odwiedzinki! - wykrzyknął Paul
- A czemu razem? - zapytała z lennyfacem.
- Odwożę Paula na lotnisko. Wraca skąd przybył! - powiedziałam i pokazałam OK na palcach. Ten widząc moją radość założył ręce na pierś i odwrócił się do mnie plecami. Nie przejmując się chłopakiem usiadłam na łóżku Rozalii. Ta spojrzała na mnie i przegryzła wargę pokazując palcem na kuzyna. Od razu zrozumiałam o co chodzi. Podniosłam nogę by go kopnąć w dupę, ale Roza mnie wyprzedziła i sama to zrobiła. Tamten czując uderzenie odwrócił się i spojrzał na mnie z wkurzeniem. Czemu na mnie? Bo to ja miałam wyciągniętą nogę. Później odpłacę się za to Rozie. Teraz trzeba się ratować! Chociaż... Paul już chciał się do mnie "dobrać" kiedy szybko zwiałam w stronę szafy Rozalii. Paul pobiegł za mną. Szybko otworzyłam drzwiczki do Narnii, a następnie zatrzaskując je od środka usiadłam na podłożu. Chłopak podszedł do szafy i usiłował ją otworzyć... ale coś mu nie wyszło. Po około 5 sekundach oparł się o zamknięte wrota i ciężko westchnął. Słychać było triumfalny śmiech Rozy. Chłopak warknął, a następnie zaczął trząść szafą. Nie wiem do czego miało mu to służyć, ale tym sposobem wykonałam małą zemstę na Rozusi.
- NIE! - krzyknęła dziewczyna i prawdopodobnie odepchnęła kuzyna. Ten się zaśmiał - Posłuchaj Harcia! Jeżeli choć jeden ciuch z szafy jest pognieciony lub wymiętolony... to marny twój los!
- Tsa... - syknęłam tłumiąc śmiech
- Wychodź stamtąd natychmiast! - wrzasnęła
- Już, już... - powiedziałam i otworzyłam drzwi by po chwili wyjść z ciucholandii. Oczywiście wcześniej wzięłam jedną z jej sukienek. Wyszłam i udałam się w stronę biurka. Chwyciłam nożyczki i przybliżyłam je w stronę materiału.
- Co ty chcesz zrobić? - spytała z obawą właścicielka rzeczy, która miałam w dłoniach.
- Cóż... mały szantażyk - zaśmiałam się, na co Roza spojrzała na mnie jak na wariata. Wyglądało to... dziwnie - Jeżeli zaczniesz się normalnie zachowywać to... załóżmy, że twojej własności nic nie grozi!
- Jak tak możesz?! - spytała obrażona
- Oj, no! Nie fochaj się! - powiedziałam dziecięcym głosikiem.
- Em... - widać było, że się wahała
- Plose... - szepnęłam i spojrzałam jej w oczy. Dziewczyna odwróciła wzrok na szafę, by po chwili powiedzieć
- Awwww! No, dobrze! - wykrzyknęła i mnie przytuliła. Było to dosyć niespodziewane, ale i tak nie stawiałam oporu. Po skończonym wyściskiwaniu usiadłyśmy na swoich poprzednich miejscach, a Paul usiadł obok mnie na podłodze.
- Jak długo znacie się z Paulusiem? - spytała Roza przesłodzonym głosikiem.
- Od liceum! - powiedział chłopak. Odwrócił głowę w moją stronę, a następnie posłał mi promienny uśmiech.
- A od jak dawna jesteście razem?
Przez chwilę nie odpowiadałam tylko patrzyłam się z wytrzeszczonymi oczami na Rozalię. Ta patrzyła na nas wyczekująco. Jego kuzynka nie wie, ze jest gejem?
- Nie jesteśmy razem... - odpowiedział chłopak. Przez chwilę wydawało mi się, ze powiedział to jakby... trochę smutno? Nje... pewnie tylko mi się zdawało...
- Paul! Czemu jej się o to nie spytałeś? Widać, że ci się podoba! - powiedziała z iskierkami w oczach. What?! Ja i on?! Spojrzałam zdezorientowana w stronę chłopaka. Siedział na białym, puchowym dywaniku cały czerwony i jakby... intensywnie nad czymś myślał. Nie! To tylko jakieś omamy! Żeby myśleć to trzeba miec czym!
- Rozo, my nie możemy być razem - starałam się jej to jakoś sensownie wytłumaczyć.
- Czemu? - dopytywała. Westchnęłam i spojrzałam porozumiewawczo na Paula. Ten od razu chciał zacząć wyjaśniać, ale... przeszkodził mu w tym głośny huk. Dobiegał z zewnątrz. Nie zważając na nas dziewczyna poszła w kierunku okna. Kiedy już przy nim stała rozległ się głośny krzyk.
- Skarbuś! Otworzysz drzwi? Masz zamknięte, mimo iż wiedziałaś, że jesteśmy umówieni! - był to głos chłopaka. Sądząc po tym jak nazwał dziewczynę to albo jej chłopak, albo psychol doszczętnie zakochany w Rozie.
- Zaraz! - wykrzyknęła dziewczyna i pędem rzuciła się w kierunku szafy. Wybrała przypadkowe ciuchy i pędem ruszyła w stronę białych drzwi po prawej stronie ściany. Teraz bardziej mogłam przyjrzeć się całemu pomieszczeniu.
(Wstawiam dwa zdjęcia pokoju z dwóch różnych stron bo... no cóż. Nie chce mi się go opisywać!)
Po chwili dziewczyna wyszła w niebieskiej koszuli jeansowej z krótkim rękawem, czarno - białej spódnicy ze wzorem czaszek, czarnej grubej apaszce oraz czarnych rajstopach. Włosy miała kręcone. (Dlatego zastaliśmy ją w wałkach.)
Podbiegając do kanapy schyliła się i otworzyła szufladę, która była zamontowana do całego zestawu. Wyjęła z niej czarne baleriny. Ubrała je, a potem kopnęła w szufladkę, by ta się z powrotem zamknęła.
- Dobra! Szybko mi odpowiedzcie! Szybko, bo się spieszę! - powiedziała wymachując rękami.
- Bo jestem homoseksualny! - powiedział zirytowany chłopak.
- Jak to? Przecież ty nie jesteś homo! Jesteś bi! Sam mi to... - nie dokończyła, bo chłopak przyłożył jej rękę do ust uniemożliwiając wydobycie jakiegokolwiek dźwięku.
- Hahaha! Kuzyneczka się zgrywa! Co nie? - powiedział zażenowany. Ta przekręciła oczami i pokiwała twierdząco głową. Szybko podbiegła do drzwi i już miała je otworzyć, ale zatrzymała się w półkroku.
- A! Em... Czy wy będziecie już... no wiecie - chyba wstyd jej było nas wyganiać.
- Spoko, byłaś wcześniej umówiona - uśmiechnęłam się lekko dając jej do zrozumienia, że nie mamy jej tego za złe. Ta odwzajemniła gest i spytała:
- Chcecie poznać mojego chłopaka? Jest bardzo miły! - zapewniała
- Jasne! - odpowiedzieliśmy chórem. Zeszliśmy za dziewczyną. Ta poleciała otworzyć drzwi. Chwilę przyglądaliśmy się salonowi, aż za dziewczyną nie weszło dwóch mężczyzn. Pierwszym był wysoki, czarnowłosy chłopak. Miał może około 20 lat. Oczy były czarne. Zupełnie jak u Kastiela. Miał bardzo ostre rysy twarzy. Ubrany w szarą bluzę z kapturem i czarne jeansy. Włosy ułożone w zupełnym nieładzie dodawały mu uroku. Ogółem był bardzo przystojny. Podeszłam do niego i się przywitałam. Nawet nie popatrzyłam na tego drugiego.
- Cześć! Jestem Harugoran! Koleżanka Rozalii. Miło mi - uśmiechnęłam się łagodnie.
- Hej! Jestem Leo! Chłopak Rozalii. Mi również miło - odwzajemnił gest. Uścisnęliśmy sobie ręce. Była dosyć koścista - A! Już kojarzę! To ty jesteś tą nową w szkole Rozuś!
- Tak! - zaśmialiśmy się. Już wiem, że będę mieć z nim dobre relacje. Podczas gdy Paul witał się z partnerem Rozy ja spojrzałam na drugiego. Był nim... O zgrozo! To Lys! Posłałam mu nieprzyjemny wzrok, na co tamten spojrzał na mnie ze smutkiem. Już chciał coś powiedzieć, ale mu przeszkodziłam.
- My już będziemy się zbierać! Paul za chwilę masz odprawę samolotu!
- A faktycznie! Papatki wszystkim! - krzyknął, a my wyszliśmy. Na szczęście! NIE mam ochoty oglądać jego fałszywej mordy! Wsiedliśmy do samochodu nie odzywając się do siebie przez resztę drogi. Wysiedliśmy z pojazdu. Paul podszedł do bagażnika. Otworzył go i wyjął swoją torbę. Poszliśmy rozmawiając jak najęci w kierunku kawiarni. Usiedliśmy i zamówiliśmy po jednej lemoniadzie. Nie wiem czemu akurat ten napój, taka chęć. Gadaliśmy, aż nie usłyszeliśmy z głośników o odlocie. Miał być za 40 minut, ale pasażerom każą się stawić teraz. Poszłam razem z chłopakiem. Jako NIEpasażerka chcąc być podczas startu samolotu mogłam stanąć przed punktem do wsiadania pasażerów. (Nie mam pojęcia jak to się fachowo nazywa!) Paul już wsiadł, a ja nie wiedząc co robić, aż do startu maszyny zaczęłam rozglądać się dookoła nucąc pod nosem jakąś melodię. Widziałam wiele żegnających się ludzi. Niektórzy byli tak wzruszeni odlotem ich bliskich, ze płakali jakby już nigdy nie mieli ich zobaczyć. Po chwili zobaczyłam małą postać z grzybem na głowie i zielonym sweterku na sobie. Już wiedziałam kto to! Szybko do niego podbiegłam i przytuliła od tyłu. Tamten się zaśmiał i również mnie przytulił.
- Harcia! Co ty tu robisz? - spytał mile zaskoczony
- Przyszłam odprowadzić Paula! - wrzasnęłam mu do ucha. Zaśmiał się.
- A co ty tu robisz? - spytałam z obawą. Obok niego stała wielka walizka.
- Okazało się, ze już najwyższa pora wydorośleć! - powiedział z udawaną dumą
- Jak to?
- Ojciec kazał mi wracać do Japonii, by potem iść do szkoły wojskowej. Powiedział, że naszą tradycją jest by każdy syn był wojskowym, a jako, że ja w wieku 17 lat wyglądam na 11... trzeba już zacząć działać by zdążyć przed poborem chętnych do wojska - posłał mi smutny uśmiech
- Oł... - powiedziałam smutno i spuściłam głowę w dół.
- Nie martw się Harcia! Jeszcze się zobaczymy! - starał się mnie pocieszyć
- Ale obiecujesz? - spytałam
- Obiecuje! - wykrzyknął i mnie przytulił. Wtuliłam się w niego. Był ode mnie tylko 3 centymetry wyższy, więc mogłam zobaczyć jak w jego oczach gromadzą się łzy. Zresztą... w moich również.
Pożegnałam się z Kenem ostatnim przytulasem, bo ten musiał już iść. Pomachałam mu jeszcze na pożegnanie. Widziałam jak samolot odlatuje. Powoli machałam w stronę okna z Paulem. Kena nie udało mi się dostrzec. Pewnie siedział po przeciwnej stronie. Wróciłam do samochodu całkiem wyprana z emocji. Wracając do domu założyłam na uszy słuchawki. Zaczęłam patrzeć się na miasto za szybą. Smutna piosenka + smutna osóbka patrząca się za okno samochodu = idealny teledysk do smutnych piosenek. Ech. Żegnajcie chłopaki!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam za opóźnienie. Jako wynagrodzenie trochę dłuższy rozdział. Macie tu jeszcze Leośka ♥♥♥ Baji~
1 stycznia 2017
Ogłoszenie~
Niestety przez ten tydzień nie będę mieć czasu ani warunków by pisać rozdziały. Najbliższy pojawi się w piątek wieczorem. Przepraszam i baji~
Subskrybuj:
Posty (Atom)