-Hej, miło mi! - powiedziałam z uśmiechem. Przez całą lekcje gadałam z nią na temat książek. Byłam trochę skrępowania rozmawiając z Patricią, bo miałam wrażenie, że jestem przez kogoś obserwowana. Zadzwonił dzwonek, a ja nie chcąc znowu grzebać w torbie postanowiłam się spytać kogoś z klasy co teraz mamy, ale wychodząc wpadłam na kogoś. Od razu poczułam przyjemne ciepło rozlewające się po moim ciele i zapach czekolady, jak się chwilę potem zorientowałam był to przytulas. Podniosłam wzrok, aż napotkałam wzrokiem duże okulary. Odwzajemniłam uścisk.
-Co ty tu robisz Ken? - spytałam uśmiechając się ciepło do przyjaciela.
-Poprosiłem ojca, by przepisał mnie do tej samej szkoły co ty! - powiedział z uśmiechem
-Co ty tu robisz Ken? - spytałam uśmiechając się ciepło do przyjaciela.
-Poprosiłem ojca, by przepisał mnie do tej samej szkoły co ty! - powiedział z uśmiechem
-Dziękuję, brakowało mi cię - szepnęłam, a po policzku spłynęła mi łza szczęścia, którą szybko starłam, a następnie przytuliłam się do Kena na co się trochę zarumienił. Mój stary, dobry Ken. Nagle chłopak upadł na ziemię, a obok niego stała Olivia.
-Olivia, dlaczego to zrobiłaś?! - spytałam nie rozumiejąc zachowania koleżanki
-No jak to dlaczego? Pomogłam ci. Znowu któryś się do ciebie kleił to pomogłam - powiedziała z dumą, a mnie zbierało się na gwałtowny wybuch śmiechu.
-Skąd! To Kentin, mój przyjaciel, jest mi jak brat - powiedziałam uśmiechając się promiennie i pomagając wstać oszołomionemu chłopakowi - Ken to Olivia, koleżanka z klasy. Pomogła mi się pozbyć Pana Zazdrośnika - przedstawiłam ich sobie.
- Sorry młody, myślałam, że to kolejny natręt, lecz z drugiej strony to mogłam przemyśleć swoje zachowanie, bo zamiast by cię przytulić, nasza słodka Harcia nakopała by ci po jajach, że aż... - tłumaczyła się, ale jej przerwałam
- Nie musisz kończyć - powiedziałam do nadal rozbawionej Olivii, ale nagle do naszej trójki podszedł Kastiel. Kastiel?! What the hell?! A ten tu czego?!
- Hej, możemy porozmawiać? - spytał patrząc na mnie. Normalnie wyczułabym strach, ale w jego oczach widziałam poczucie winy i szczerość. Kiwnęłam głową do przyjaciół na znak, że mogą odejść. Tamci poszli dziwnie na nas patrząc i coś do siebie szepcząc. Eh, już wiem co sobie myślą!
- A więc, o co chodzi? - spytałam z zimną obojętnością, choć musiałam przyznać, że patrząc na tak pewnego siebie chłopaka, który w tamtej chwili na twarzy miał wypisany strach to faktycznie można by mu współczuć. Ale co?! Strach? Czemu? Zaraz się przekonam.
- Chciałbym cię strasznie przeprosić za moje wcześniejsze zachowanie. Wiem, że są marne szanse na twoje wybaczenie, ale ja o nie nie proszę. Chcę tylko byś wiedziała, że jest mi przykro - powiedział cicho i już chciał odejść, ale go przytuliłam. Ten zesztywniał. No, muszę przyznać, że sama tez się tego nie spodziewałam, ale to był odruch. Chłopak odwzajemnił uścisk, lecz zaraz potem to on leżał na podłodze tak jak wcześniej Kentin. Spojrzałam w bok. Nad Kastielem stał Lysander. A tego to już w szczególności widzieć nie chcę. Szybko odbiegłam słysząc jeszcze krzyki białowłosego. Miałam gdzieś, że się spóźnię na lekcje. Już miałam wyjść ze szkoły kiedy biegnąc wpadłam na jakiegoś chłopaka. Był to dość niski blondyn z szarymi oczami. Włosy miał ułożone niczym w anime, czyli grzywka latała mu nad czołem. Ubrany był w granatową bluzę zapinaną na zamek, a pod spodem miał pomarańczową koszulkę. Nosił niebieskie dżinsy, a na nogach miał tzw. halówki koloru białego.
- Przepraszam - powiedziałam cicho. Wstałam i odbiegłam. Po może dwóch sekundach biegu on złapał mnie za ramię. Musze przyznać, że jest szybki.
-Hej, a my czasem nie chodzimy razem do klasy? - spytał ze szczerym uśmiechem, ale widząc moją smutną minę od razu zainterweniował - Coś się stało?
- Nie ważne... Jak masz na imię? - spytałam szczerze zaciekawiona
- Na pewno? Eh, ok. Jestem Wojtek - powiedział z szerokim uśmiechem i wyciągnął do mnie dłoń. Uścisnęłam ją. Również się przedstawiłam, a potem pogadaliśmy jeszcze może z cztery minuty, aż zadzwonił dzwonek.
- Idziesz na lekcję? - podniósł brew ku górze.
- Nie, pozwiedzam sobie szkołę - podniosłam wzrok na jego osobę - dziękuję za towarzystwo. Do zobaczenia! - krzyknęłam i odbiegłam. Musze przyznać, że ten chłopak ma w sobie to "coś". Heh. Przyciąga ludzi swoim pozytywnym nastawieniem. To dobrze. Powiedziałabym jak Alexy, ale wydaję mi się, że oni się strasznie różnią. Mimo, że oboje są optymistami to, no... jednak. Przeczucie. Pozwiedzałam sobie szkołę, aż natrafiłam na szkolną piwnicę. Zeszłam do niej, a tam zobaczyłam scenę wraz z instrumentami. Może wspomnę, ale przed wejściem musiałam się natrudzić ze wsuwką do włosów. Mam ich sporo. Zobaczyłam tam przeróżne instrumenty, aż napotkałam fortepian! Nie pianino! Fortepian! W szkolnej piwnicy! Nawet jeśli szkoła jest bogata (wątpię) to to nie jest miejsce dla tak pięknego instrumentu! To samo tyczy się skrzypiec. Według mnie są to najbardziej subtelne instrumenty. Usiadłam i zaczęłam grać.
(Oryginał~ P!nk - Just Give Me A Reaison feat. Nate Ruess)
Right from the start
you were a thief, you stole my heart
and I your willing victim
I let you see the parts of me
That weren’t all that pretty
And with every touch you fixed them.
Now you’ve been talking in your sleep - Oh oh
Things you never say to me - Oh oh
Tell me that you’ve had enough
Of our love, our love.
Just give me a reason,
Just a little bit’s enough,
Just a second, we’re not broken, just bent
And we can learn to love again
It’s in the stars,
It’s been written in the scars on our hearts
We’re not broken, just bent
And we can learn to love again!
Nagle po skończeniu damskiego wokalu usłyszałam męski czysty głos wydobywający się z wnętrza osoby stojącej lub siedzącej obok mnie. Nie wiedziałam kto to był, bo od razu gdy zaczęłam grać zamknęłam oczy. Lubiłam oddawać się całą sobą czynności, którą kocham. Muzyka była nieodmienną częścią mnie. Jeśli jej nie lubisz to nawet do mnie nie podchodź. Śpiewaliśmy tą piosenkę razem, a ja czułam, że chłopak znajdujący się obok równie bardzo jak ja stara się, by wyszła z tego prześliczna piosenka. Dośpiewaliśmy ją do końca, a ja skończyłam grać. Okazało się, że osobą jednak siedzącą obok mnie był Lysander.
- Przepraszam za wcześniejszy wybuch złości. Czasem tak mam. Wiem, że to nie jest usprawiedliwienie, ale to jedyne jakie mam - powiedział nie patrząc na mnie.
- Lys, ale tu nie chodzi tylko o mnie! Zachowałeś się haniebnie w stosunku do Olivii i Kastiela. To ich powinieneś przepraszać! - powiedziałam na jednym wdechu
- Kastiela może tak, ale na pewno nie Olivię! - powiedział i obrócił się do mnie plecami. Jak dziecko!
- A czemu nie przeprosisz Olivii, Lysiu? - spytałam dziecinnym głosem ze słodką minką. On bawi się w dziecko to ja też mogę! Tak? Tak!
- Bo jej nie lubię - o boszeee!
- To już twój problem! Idziemy! - zarządziłam i zepchnęłam go z krzesła. Ten upadł na dupę. Auć! To musiało bolec! I nie myliłam się, bo różnooki przeciągle syknął masując obolałe miejsce. Wiedziałam, że jest ze mną źle! Uciekać! Szybko wybiegłam z piwnicy cicho się śmiejąc, bo muszę przyznać, że sytuacja w jakiej się znajdowałam była naprawdę śmieszna. Słyszałam jak Lys biegnie za mną również się chichrając. Szybko wbiegłam do ogrodu mijając zdezorientowanego zielonowłosego chłopaka. Zignorowałam go. Przecież moje życie jest cenniejsze niż to co sądzą o mnie inni. Nawet jeśli postąpiłabym przeciwnie do mojej oficjalnej decyzji to nie ważne byłoby co myślą o mnie inni skoro już bym nie żyła! Mam rację? Tak! Kurde jaka ja jestem mądra! Więc wbiegłam do ogrodu mijając chłopaka i schowałam się w krzakach. Chichocząc pod nosem obserwowałam między krzakami przebieg wydarzeń. Miałam całkiem niezły widok! Jak pies z budy! Nagle zobaczyłam buty białowłosego. Były to kozaki sięgające kolan, koloru zielono-czarnego ze swego rodzaju turkusowymi klamrami. Na oko nosił numer 43. Wow! Jestem specjalistką! Pół sekundy i już umiem rozpoznać numer buta. Heh!
- Gdzie się podziała mała Harcia? - spytał pogwizdując i zapewne uśmiechając szelmowsko - Ciekawe czy wie, że jak ją znajdę to będzie z nią źle? Mam nadzieję, że nie - już prawię pękałam - Ciekawe jakie rodzaje tortur na niej zastosuję - udał, że się zamyśla, a ja wybuchnełam głośnym śmiechem - Mam cię! - wyciągnął mnie za nogi śmiejąc się w niebogłosy, a ja próbowałam trzymać się korzeni również się śmiejąc na cały głos. W końcu ręce mnie rozbolały i puściłam się mojej jedynej pomocy. Zostałam zaciągnięta może ze dwa metry dalej, ale muszę przyznać, że boję się spojrzeć na moje ciuchy w takim stanie. Dalej leżałam tylko, że na plecach. Różnooki kleknął przy mojej głowie uśmiechając się zawadiacko i ciężko dysząc. Zaczął się jeszcze bardziej śmiać, a potem łaskotał mnie z miną seryjnego mordercy. Oczywiście w tej wersji z uśmiechem Jokera. Po 2 minutach nastąpiła krótka przerwa. Lys spojrzał na mnie rozczulająco z delikatnym uśmiechem i zaczął zbliżać swoją twarz ku mojej. Nasze usta już miały się połączyć kiedy przerwano nam tą chwilę.
- Hej, Harcia, a wy nie na lekcje? - był to Wojtek. Lys posłał mu wściekłe spojrzenie i wstał z ociąganiem.
- A co ci do tego Gucio? - co? Gucio? Pewnie to pseudonim.
- Lys, przestań! Chodźmy na lekcję! - zarządziłam i wstałam z pomocą Wojtka. Co prawda najpierw chciał to zrobić Lys, ale on go wyprzedził. Poszliśmy na lekcję jak się okazało lekcję fizyki. Nie! Ja chcę do domciu!
xddd Super rozdział! Kurde głupi Gucio popsuł taką chwilę xd Lysander w twoim opowiadaniu jest dosyć oryginalny. No wiesz o co mi chodzi xd No to ten, czekam na kolejne rozdziały <3 Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńDzięki
OdpowiedzUsuńMój idealny Lys ma takie wahania nastrojów xD
Może kiedyś go zmienię na trochę łagodniejszego!
Pozdrawiam ^.^