Nutki ;'D

17 grudnia 2016

Rozdział 20~

- Sorry za tego debila...
- Przecież to twoj brat!
- Wolałbym nie...
- Ech, więc gdzie się spotkamy?
- Mógłbym po ciebie przyjść w parku o 17:45. Może być?
- Okej, do później!
- Do później!
Rozłączyłam się. Czas który spędziłam w oczekiwaniu na przyjście wyczekiwanej godziny upłynął mi wyjatkowo dobrze. Zrobiłam sobie kakałko, a potem zeszłam do sali z instrumentami i ćwiczyłam grę na skrzypcach. Oczywiście nie ominęło się bez pęknięcia struny. Najlepiej jednak idzie mi gra na pianinie i perkusji. 17:30. Najwyzsza pora na dopicie kakałka i wyjście do parku. Wzięłam kubek stojacy na pianinie do ręki i wypiłam pozostałą zawartość. Blee, zimne! Po moim ciele przeszedł zimny dreszcz. Poszłam ubrać kurtkę. Zimową. W końcu... już prawie grudzień. Ubrałam jeszcze wysokie, czarne kozaki i wyszłam na dwór. W połowie drogi do parku zaczął padać śnieg. Wyjatkowo szybko, ale po chwili zmienił się w powolny. Wyglądało to magicznie. Nagle poczułam uderzenie w plecy. Odwróciłam się. To był Armin, który rzucił we mnie śnieżka i już lepił kolejną. Rzucił, ale tym razem zrobiłam unik. Tak zaczęła się ta bitwa... którą oczywiście przegrałam... Rzucił się na mnie z dzikim śmiechem i wytarł twarz śniegiem.
- Debilu! Przez ciebie będę chora!
- Ale nie będziesz musiała chodzić do szkoły - powiedział i wstał ze mnie. Był naprawdę ciężki. Pomógł mi wstać poprzez wyciągnięcie ręki. Cała się trzęsłam.
- Zimno ci? - spytał. Nie kurwa! Tak się tylko trzęsę do rytmu twojej smażącej się w piekle duszy. Wiesz?! Mimo rzeczy, które myślałam to powiedziałam tylko cicho;
- Tak...
Chłopak odrazu nałożył mi na głowę swoją czapkę, a potem swój szalik. W ogole nie wiem skąd tyle tego śniegu! Padał może z 20 minut! Jprdl!
- Niestety rękawiczek nie mam, ale mogę ogrzać twoje ręce w inny sposób - powiedział i złapał moje ręce w uścisku, a następnie przybliżył do swojej twarzy i pochuchał swoim ciepłym oddechem. Zaczerwieniłam się. Było to naprawdę urocze ze strony chłopaka. Reszte drogi przeszliśmy w ciszy. Chłopak cały czas trzymał mnie za ręke wmawiając mi że to po to by mnie nagżac. W pewnym sensie miał racje. Całą drogę chodziłam czerwona jak buraczek. Po drodze jakby minęła mi blon czupryna Wojtka, ale to chyba omamy spowodowane zimnem. Doszliśmy pod dom czarnowłosego. Był całkiem sporych rozmiarów, dwupiętrowy. Nagle usłyszeliśmy krzyki.
- Ej zakochańcy! Wejdzcie do domu, bo pozamarzacie! - rozejżałam się dookoła aż mój wzrok napotkał machającego w naszą stronę Alexego. Głupek wyszedł na balkon w taki mróz. A może nie było tak zimno tylko dalej miałam tą traumę po pamiętnej bitwie. Będę chora! Będę chora! Yey! Jak się kurwa cieszę! Weszliśmy do domu bliźniaków. Odrazu przywitała mnie przyjazna atmosfera. Kominek w salonie wydawał przyjemne trzaski drewna, a w radiu leciały świąteczne piosenki. Ludzie! Jest kurwa listopad! Przez pewien czas patrzyłam się intesywnie w kominek. Nagle udeżyły mnie wspomnienia. Wspomnienia z Zackiem. Jak razem czytaliśmy książkę przy kominku. Jak razem piekliśmy pierniczki obrzucając się mąką. Jak razem piliśmy kakałko śmiejąc się przy jakieś dobrej komedii. Jak razem graliśmy na instrumentach. Jak razem lepiliśmy bałwanka, którego nazwaliśmy Stewwie. Jak jeżdząc tranwajem z braku miejsc siadałam mu na kolanach. Jak chodziliśmy po centrum handlowym kupując świąteczne ozdoby. Te wszystkie wspomnienia były niby przepełnione radością, ale jednak... Tak strasznie za nim tęsknie. Ja naprawdę go kochałam, a on potraktował mnie przedmiotowo. Zdradził mnie z moją przyjaciółką! Mam nadzieję, że już nigdy nie pokaże się w moim życiu! Otrząsnęłam się ze wspomnień i podałam Arminowi kurtkę, by ten później mógł ją zawiesić. Zdjęłam buty i swoimi fioletowymi skarpetkami sunełam z przedpokoju do salonu. Na moje nieszczęście podłoga w pomieszczeniu była tak wypastowana, że wystarczył mój jeden źle zdecydowany ruch by się wyjebać. Oczywiście jak nie inaczej, zrobić to musiałam. Bo nie byłabym sobą! Japierdolę! Upadłam na dupę, ale upadek nie był najgorszy, bo stojący za mną Armin również odniósł ból, ale on jednak większy. Podniosłam się na łokciach. Odrazu usłyszałam cichy syk chłopaka. Odwróciłam się w jego stronę. Okazało się, że miałam prawy lokieć... na jego kroczu.

7 komentarzy:

  1. Słodko, żenująco i... Krótko :'(

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzisiaj też będzie? Rozdział fajny, ale niezbyt długi :/

    OdpowiedzUsuń
  3. Ostatnio wszystko mnie dobija, a to opowiadanie sprawiło, że się uśmiechnęłam... Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  4. Czy byłaby możliwość, żebyś zawsze dzień wcześniej uprzedzała o rozdziale, bo tak to mam ochotę odświeżać co chwilę :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dawałabym, ale to oznacza, że musiałabym być w 100% pewna... Nie zawsze mam możliwość dodawania rozdziałów wtedy kiedy zakładam. Nie chodzi o brak weny tylko raczej brak internetu lub brak dostępu do komputera bądź telefonu... Pozdrawiam! ;)

      Usuń