Wyszłam z pomieszczenia, a następnie udałam się na górę. Weszłam przez lekko uchylone drzwi do pokoju Paula. Spał tak słodko! Popatrzyłam się na niego przez chwilę, a potem mój wzrok przeniósł się na pobocze. Obok leżała walizka. Nie spakowana. O boshhhh. To... co? Mam sporo czasu to może go wyręczę? Chociaż... nie wiadomo co on może trzymać w tej walizce, albo szafie. A co mi tam! Otworzyłam drzwiczki do szafy najciszej jak potrafiłam i... dobił mnie tamtejszy smród. Ja rozumiem, że to chłopak, no ale... są jakieś ograniczenia. Zaczęłam wszystko wyjmować, składać i wrzucać do torby. Brudne ciuchy pakowałam najpierw do osobnej siatki, a potem siatkę wrzucałam do walizki. Po skończonej czynności wyszłam z pokoju i udałam się do swojego. Znowu sprawdziłam godzinę. 5:23. OK. Podeszłam do szafy i wybrałam ciuchy odpowiednie do pogody. Był już początek grudnia. Po chwilowym zastanowieniu wybrałam biały sweter z różowym reniferem, który sięgał do połowy ud, szare rurki, różowe skarpetki w niebieskie serduszka i białe skórzane rękawiczki bez palców. I jeszcze oczywiście bieliznę. Weszłam do łazienki razem z ciuchami i ubrałam się. Ubrałam wszystko poza rękawiczkami i wzięłam się za rozczesywanie włosów. Przy takiej długości można się nieźle namęczyć. Chyba je zetnę... Po rozczesaniu włosów dobrałam jeszcze biżuterię w postaci zegarka na sznurku, (nosi się go na szyi) krótkie kolczyki z głową pandy oraz białą opaskę na włosy. Potem ubrałam rękawiczki. Wyszłam z pomieszczenia i automatycznie udałam się do pokoju Paula. Dalej spał. Wzięłam swój zegarek do ręki, otworzyłam i zaczęłam odczytywać godzinę. Była 6:13. No... nieźle mi zleciało. Zaczęłam szturchać chłopaka. Nic. Potem zaczęłam mówić coraz to głośniej aż prawie krzyczałam. Nic. Zaczęłam go kopać. Nic. Pobiegłam do pokoju i wróciłam do Paula z megafonem. Włączyłam go i krzyknęłam "Wstawaj cwelu!". To też nie poskutkowało. Więc szepnęłam "Jest 6:43". To już zadziałało. Chłopak natychmiastowo zerwał się z łóżka i wbiegł do łazienki. Potem zawrócił się po ciuchy. I wyszedł po 3 minutach. Wziął swoją torbę na kółkach i wybiegł z pokoju. Przecież samolot ma na 9... Co mu się tak spieszy...? Wyszłam powolnym krokiem i zeszłam na dół. Zastałam Paula w kuchni, który usiłował zrobić sobie śniadanie. Podeszłam do niego i odebrałam mu nóż, którym próbował posmarować sobie kanapkę masłem. Nie szło mu to najlepiej. Postanowiłam go wyręczyć.
- Em, mogę wiedzieć co ci tak spieszno? - zaczęłam
- No... bo chciałem jeszcze na chwilę wpaść do swojej kuzynki. Jakbym wstał wcześniej to nie musiałbym się tak spieszyć.
- Nie mówiłeś, że masz kuzynkę w Londynie...
- Nie mówiłaś, że masz ciotkę w Londynie - powiedział z chytrym uśmiechem i wziął ode mnie kanapkę, którą następnie skonsumował.
- Mogłeś poczekać aż nałożę szynkę...
- Dla głodnego nic trudnego!
- Chyba chcącego!
- To też! - uśmiechnął się promiennie - Poza tym, może zapomniałaś, ale jestem wierzącym!
- Co to ma do rzeczy? - nie zrozumiałam
- Przecież chodziłaś na religię... Powinnaś wiedzieć!
- No właśnie! CHODZIŁAM!
- My w piątek nie jemy mięsa!
- Aha - potem zeszła do nas ciocia, z którą się przywitaliśmy. Następnie zrobiłam Paulowi kanapki na podróż. Sama zjadłam jeszcze jedno jabłko i napiłam się wody.
- A co z moją wodą? - spytał ze zrezygnowaną twarzą
- Hmmm?
- Dałaś mi kanapki, ale wody nie spakowałaś! - powiedział z wyrzutem
- Kupisz sobie! - powiedziałam szczerząc się
- Dobra! Jedziemy do kuzyneczki! - powiedział uśmiechnięty
- Nom - odpowiedziałam i zadzwoniłam po Vincenta. Przyjechał po 7 minutach. Wsiedliśmy do samochodu. Walizkę wsadziliśmy do bagażnika, a siatkę z jedzeniem Paula na przód. Przywitaliśmy się z kierowcą i podaliśmy cel podróży. Po chwili pogaduszek dotarliśmy do "rzekomego" domu kuzynki Paula. Weszliśmy na posesję. Paul podbiegł do drzwi. Zadzwonił dzwonkiem. I czekaliśmy około pół minuty. Otworzyła nam... Rozalia! Była w szlafroku i wałkach we włosach. Czemu ona nie jest w szkole? Chłopak przytulił dziewczynę. Odwzajemniła uścisk i zaczęła się śmiać.
- Em, mogę wiedzieć co ci tak spieszno? - zaczęłam
- No... bo chciałem jeszcze na chwilę wpaść do swojej kuzynki. Jakbym wstał wcześniej to nie musiałbym się tak spieszyć.
- Nie mówiłeś, że masz kuzynkę w Londynie...
- Nie mówiłaś, że masz ciotkę w Londynie - powiedział z chytrym uśmiechem i wziął ode mnie kanapkę, którą następnie skonsumował.
- Mogłeś poczekać aż nałożę szynkę...
- Dla głodnego nic trudnego!
- Chyba chcącego!
- To też! - uśmiechnął się promiennie - Poza tym, może zapomniałaś, ale jestem wierzącym!
- Co to ma do rzeczy? - nie zrozumiałam
- Przecież chodziłaś na religię... Powinnaś wiedzieć!
- No właśnie! CHODZIŁAM!
- My w piątek nie jemy mięsa!
- Aha - potem zeszła do nas ciocia, z którą się przywitaliśmy. Następnie zrobiłam Paulowi kanapki na podróż. Sama zjadłam jeszcze jedno jabłko i napiłam się wody.
- A co z moją wodą? - spytał ze zrezygnowaną twarzą
- Hmmm?
- Dałaś mi kanapki, ale wody nie spakowałaś! - powiedział z wyrzutem
- Kupisz sobie! - powiedziałam szczerząc się
- Dobra! Jedziemy do kuzyneczki! - powiedział uśmiechnięty
- Nom - odpowiedziałam i zadzwoniłam po Vincenta. Przyjechał po 7 minutach. Wsiedliśmy do samochodu. Walizkę wsadziliśmy do bagażnika, a siatkę z jedzeniem Paula na przód. Przywitaliśmy się z kierowcą i podaliśmy cel podróży. Po chwili pogaduszek dotarliśmy do "rzekomego" domu kuzynki Paula. Weszliśmy na posesję. Paul podbiegł do drzwi. Zadzwonił dzwonkiem. I czekaliśmy około pół minuty. Otworzyła nam... Rozalia! Była w szlafroku i wałkach we włosach. Czemu ona nie jest w szkole? Chłopak przytulił dziewczynę. Odwzajemniła uścisk i zaczęła się śmiać.
- O jacie! Jak ja cię dawno nie widziałam! - wykrzyczała śmiejąc się. Tamten okręcił ją parę razy dookoła co wywołało jeszcze większy śmiech ze strony dziewczyny.
- O! Harugoran! Co tu robisz?
- Przyjechałam z Paulem...
- To wy się znacie? - spytała zdziwiona
- Niestety... - powiedziałam ze sztucznym zmartwieniem
- Ej! - powiedział urażony i zaczął czochrać mi włosy
- Ychhh - warknęłam na niego
- Wejdźcie! Porozmawiamy w środku! - białowłosa zrobiła przejście w drzwiach byśmy mogli przejść. Weszliśmy do pomieszczenia. Całe było w jasnych barwach. Głównie koloru białego. Zdjęliśmy buty i przeszliśmy do salonu, a następnie biegiem po schodach w kierunku prawdopodobnie pokoju białowłosej. Otworzyła drzwi z wielkim "Tadam!". Miała śliczny pokój. Popchnęła nas w jego kierunku, a następnie zamknęła za nami drzwi.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Szczęśliwego nowego roku! Kocham was! Jutro rozdział! Baji~
Szczęśliwego nowego roku! Dużo weny i czasu na pisanie ;) Trzymaj się cieplutko. Rozdział fajny, nie zgadłabym, że to będzie Rozalia. Bardzo się cieszę, że dzisiaj też coś wstawisz :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
~Ter
Super rozdział jestem bardzo ciekawa jak dalej potoczy się akcja i cieszę się, że chociaż trochę będę mogła przeczytać dzisiaj. Mam nadzieję, że będziesz miała dużo weny w tym roku :D
OdpowiedzUsuńI dzisiaj też wstawisz? Kocham Cię xD
OdpowiedzUsuńK.